Do utworu Johna Lennona „Imagine” reżyser wraca od lat. Hymn z wizją świata dzieci kwiatów – bez wojen, państw, religii i własności – przewija się w wywiadach, których udziela Krystian Lupa. Utopie społeczne to ważny temat, wręcz leitmotiv jego twórczości, podobnie jak artystyczna komuna. Jej kolejne wersje reżyser tworzył w teatrach, w których pracował, miał grupę „swoich” aktorów w krakowskim Starym Teatrze, we wrocławskim Teatrze Polskim, a w końcu w warszawskich scenach, na czele z Dramatycznym i Powszechnym. „Imagine” powstaje w tym ostatnim (w koprodukcji z łódzkim Teatrem Powszechnym). Lupa, który w przyszłym roku skończy 80 lat, wraca w nim do początków swoich artystycznych poszukiwań i fascynacji. I do pierwowzoru swoich kolejnych artystycznych komun – grupy, którą w latach 70. i 80. tworzył z aktorami Teatru im. Norwida w Jeleniej Górze. Eksperymentowali z używkami, wolną miłością, inspirowani tyleż kontrkulturą, co twórczością i życiem Witkacego, którego Lupa obrał na swojego pierwszego literackiego przewodnika. Po nim dopiero przyjdą Austriacy: Rilke, Broch, Musil, Kubin i najważniejszy z nich – Thomas Bernhard. Kolejni buntownicy wobec społecznych norm, zakłamania i opresji.
– Grupa, w której byłem, moja grupa przyjacielska w sposobie swojego życia była bardzo z ducha komuny hipisowskiej, ale ani mnie, ani nikomu z nas nie chciało się być takim hipisem na sto procent, bo trochę jednak uważaliśmy to za zbyt naiwną propozycję. Natomiast na przykład bardzo dużo dała mi styczność z sangą buddyjską Jacka Ostaszewskiego i z tymi wszystkimi systemami wartości, jakie oferował New Age – wspomina dziś reżyser. I tłumaczy: – New Age, lata 60. XX w. to był okres kulturowego wielkiego wybuchu, erupcji o ogromnej sile i nie chcielibyśmy stracić pewnych owoców tej erupcji.