3 marca minister kultury Ukrainy Ołeksandr Tkaczenko zamieścił na Facebooku poruszający wpis, z którego wynika, że rosyjscy żołnierze mają przyzwolenie z góry na niszczenie ukraińskich zabytków. W poście pisze, że Putin, którego nazywa „szalonym dyktatorem”, celowo niszczy europejskie dziedzictwo i kulturę, „chcąc zmieść je z powierzchni ziemi”.
Jest tam też lista dotychczasowych zniszczeń: Sobór Zaśnięcia Matki Bożej oraz zabytkowe budynki uniwersytetu im. Wasyla Karazina w Charkowie, Akademia Sztuk Pięknych w stolicy i muzeum znanej na całym świcie i podziwianej przez Picassa ludowej malarki Marii Prymaczenko w Iwankowie pod Kijowem. Już teraz Putin zapowiada, że nie zawaha się zająć kijowskiego Soboru Mądrości Bożej (zwanego Sofijskim) z XI w., ze wspaniałymi bizantyńskimi mozaikami, który figuruje na liście UNESCO, i zaznacza, że nawet naziści podczas II wojny światowej starali się nie niszczyć świątyń.
Zagrożone świątynie, katedry, muzea
Do obstrzału i ataku na zabytki przygotowuje się Lwów, którego centrum historyczne znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO od 1998 r. W prace zaangażowani są nie tylko profesjonalni konserwatorzy, ale i mieszkańcy. Z mediów społecznościowych wiadomo, że mieszkańcy Iwankowa uratowali przynajmniej część prac Prymaczenko z pożaru jej muzeum. Teraz najbardziej zagrożony jest Kijów. W Narodowym Muzeum Ukraińskiej Ludowej Sztuki Dekoracyjnej są jeszcze prace Marii Prymaczenko, ale też dziesiątki tysięcy innych dzieł. „Świat musi to powstrzymać” – rozpaczliwie apeluje Tkaczenko i namawia do zamknięcia nieba nad Ukrainą, bo inaczej będą „setki niewinnych ofiar i dojdzie do całkowitego zniszczenia świątyń, katedr i muzeów”.
Architektura może być zniszczona i spalona, zabytki ruchome bezpowrotnie spalone lub splądrowane. Z czego muzealnicy doskonale zdają sobie sprawę, więc starają się zabezpieczyć zbiory. Zwłaszcza w Kijowie, który zajmuje ważne miejsce w putinowskiej interpretacji historycznych korzeni Rosji. Założenie, że zabytki będą trafiać do przepastnych archiwów muzeów rosyjskich, nie jest bezpodstawne, skoro już teraz znajduje się w nich wiele znalezisk wykopanych na Ukrainie w XIX w. i w czasach, gdy była republiką radziecką (np. scytyjskie precjoza, które do dziś, mimo starań Ukraińców, nie wróciły do Kijowa). Co więcej, wiele wskazuje, że przedmioty pochodzące z wykopalisk archeologicznych na Krymie zostały po jego aneksji wysłane do Ermitażu w Sankt Petersburgu.
Czytaj też: Putin wraca do doktryny Breżniewa. Toczka w toczkę
Największym zagrożeniem jest grabież
W ostatnich dniach lutego dr Fedir Androshchuk, dyrektor Narodowego Muzeum Historii Ukrainy, w poruszającym liście do dyrektora generalnego szwedzkiego Narodowego Zarządu Dziedzictwa Kulturowego zwrócił uwagę na niebezpieczeństwo ukraińskich zbiorów. Z jego listu, który krąży po w sieci, wynika, że w czterech muzeach w Winnicy, Żytomierzu, Sumach i Czernihowie zdążono zdemontować i zabezpieczyć główne ekspozycje, ale z doniesień z wtorku wynika, że w Trościańcu w obwodzie sumskim oddziały rosyjskie zniszczyły już XVIII-wieczną ujeżdżalnię i miejską galerię sztuki.
Dr Androshchuk, który z racji swoich zainteresowań badawczych Wikingami ma ścisłe kontakty ze Skandynawią, chciał wysłać najwspanialsze zbiory muzeum w Kijowie samolotem do Szwecji, ale to się nie udało, więc pociesza się, że wyjątkowe artefakty akurat wypożyczył na wystawę w Muzeum Moesgaard w Aarhus w Danii. Reszta została w Kijowie. Był dumny, że pomimo zagrożenia bombardowaniami wielu pracowników, zamiast uciec z rodzinami, przyszło do muzeum i pomogło zdemontować wystawę stałą, spakować przedmioty i zmagazynować je w piwnicy. „Potem dwóch archeologów i dwóch młodych historyków wyruszyło prosto na front. Obecnie moją misję widzę tak – pozostać w muzeum do czasu, aż zadziała obrona. Największym zagrożeniem jest grabież. Wraz z moim zastępcą, kolegą i dwoma uzbrojonymi policjantami jesteśmy w muzeum od 72 godzin. Są dodatkowe komplikacje – nie działa kanalizacja i wodociągi, ale mamy trochę jedzenia i wody pitnej. Muzeum znajduje się w samym środku obszaru o bogatym dziedzictwie kulturowym, w pobliżu trzech pięknych kościołów, ale także kilku potencjalnych celów (ukraińskiej służby bezpieczeństwa i służb granicznych). To mówi samo za siebie”.
Czytaj też: Wojna w Ukrainie. Książki, które pomogą zrozumieć
Wojenne hordy rabusiów
Muzea, jeśli nie zostaną zbombardowane i spalone, są jak sezamy Alibaby dla wojennych hord rabusiów – wystarczy do nich wejść i zabrać skrzynie z „fantami”. Tak było podczas wszystkich wojen i nie ma żadnych wątpliwości, że to samo może zdarzyć się teraz. Narodowe Muzeum Historii Ukrainy jest jednym z najbogatszych w zabytki i dzieła sztuki (ponad 800 tys. artefaktów), i to poczynając od czasów prehistorycznych, a kończąc na współczesności. Są tu zabytki występujące na terenie Ukrainy już ponad 6 tys. lat temu neolitycznej kultury trypolskiej, pierwszej, która budowała ogromne osady-miasta i produkowała wspaniałą ceramikę; są zabytki greckie, rzymskie, scytyjskie, wczesnosłowiańskie, te związane z pojawieniem się Skandynawów epoki wikińskiej i początkami Rusi Kijowskiej.
Najbardziej wartościowe zabytki i klejnoty są umieszczone w Skarbcu znajdującym się w XVIII-wiecznym budynku piekarni klasztornej na terenie Ławry Peczerskiej (trzeci zabytek ukraiński znajdujący się na liście UNESCO) i posiada 56 tys. zabytków archeologicznych, a także klejnotów z metali i kamieni szlachetnych z różnych epok. Najwspanialszymi precjozami są te z grobowców władców scytyjskich, m.in. z jednego z najbogatszych kurhanów, jaki został wyeksplorowany w 1971 r. przez archeologów z miejscowości Towsta Mohyła w obwodzie dniepropetrowskim.
Co prawda komora główna, w której złożono ciało 50-letniego mężczyzny, została wyrabowana już w starożytności, ale nienaruszona była komora boczna, w której leżało pięć osób i mnóstwo zbytków najwyższej jakości. Najcenniejszym z nich jest ażurowy pektorał ze złota z ornamentem figuralnym i roślinno-orientalnym, przedstawiającym fantastyczne zwierzęta i sceny z życia codziennego, który uchodzi za arcydzieło złotnictwa grecko-scytyjskiego.
Czytaj też: Ameryka nie lekceważy atomowych pogróżek Putina
Wielkie magazyny rosyjskich muzeów
W wielu krajach Europy muzealnicy starają się wspierać koleżanki i kolegów z ukraińskich muzeów, organizując zbiórki pieniędzy. U nas właśnie powstał z inicjatywy dyrektorów i wicedyrektorów muzeów z całej Polski (m.in. Muzeum Powstania Warszawskiego, Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, Muzeum Auschwitz-Birkenau, Zamku Królewskiego w Warszawie, Muzeum Narodowego w Gdańsku) Komitet Pomocy Muzeom Ukrainy, bo jak mówi dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski: „walka o zachowanie dziedzictwa kulturalnego i narodowego Ukrainy jest naszą wspólną walką”. Komitet chce wspierać muzea i instytucje kultury, pomagać w zabezpieczaniu zbiorów, ich digitalizacji oraz inwentaryzacji, przekazując materiały niezbędne do zabezpieczenia i ukrywania dzieł, a także tworząc dokumentację, która będzie świadczyć o grabieży i niszczeniu ukraińskich dóbr kultury.
Wszyscy mają pewność, że zniszczenia będą miały prędzej czy później miejsce, zastanawiają się tylko, jakie przyjmą rozmiary. Przed oczami stają zniszczenia II wojny światowej w Warszawie, gdy miasto zrównano z ziemią, czy znacznie świeższe obrazy ze starożytnej Palmyry w Syrii czy Aleppo, zniszczonych w 2015 r. przez Państwo Islamskie. Może muzealnicy ukraińscy zdążą ukryć lub wywieźć w bezpieczniejsze miejsce zabytki ruchome, chociaż z doświadczenia wiadomo, że czasami ich starania bywają nieskuteczne. Można też mieć nadzieję, że żaden muzealnik ukraiński nie skończy jako męczennik, jak to miało miejsce w Palmyrze, gdy islamiści ścięli emerytowanego dyrektora tamtejszego muzeum Khaleda al-Asaada.
Jedno jest pewne: jeśli Rosjanie wejdą do Kijowa i nie zniszczą muzealnych zasobów, na pewno nie zostawią najcenniejszych skarbów w tamtejszych placówkach, a wywiezienie ich do przepastnych magazynów wielkich rosyjskich muzeów może być równoznaczne z zaginięciem. I to na lata.
Czytaj też: Portret Kijowa. Złote kopuły i klątwa siedziby prezydenta