Pierwsze wrażenie Evy Back man było takie, że ten gość pomylił drzwi, że jest tu w zupełnie innej sprawie i spodziewał się spotkać kogoś innego niż inspektor Evę Back man. Może prawnika czy pielęgniarkę. Albo księdza.
– Przepraszam – powiedział. – Czy mogę zająć chwilę? Zadzwonili wcześniej z recepcji, ale nie powiedzieli, o co chodzi. Tylko że niejaki pan Albin Runge chciałby się spotkać z policjantem. Najchętniej z kimś z wydziału kryminalnego, bo ma dość specyficzną sprawę.
– Zadzwonili z recepcji, że pan czeka – odparła Eva Backman. – Mam czas. Proszę usiąść. W czym mogę pomóc? Na ogół tak nie zaczynała rozmowy, ale jej gość wydawał się niezwykle kruchy. Jeśliby zwróciła się do niego w mniej delikatnej formie, mógłby odwrócić się na pięcie i wyjść. Skinął głową i ostrożnie usiadł na brzegu krzesła, rozpiął sfatygowaną zimową kurtkę i wyjął coś z kieszeni. Koperty, o ile dobrze zauważyła. Położył je na kolanach i skrzyżował na nich dłonie, jakby chciał coś ukryć przed jej wzrokiem. Wziął głęboki wdech i znów przeprosił.
– Nie chciałbym zajmować czasu bez potrzeby. Ale jest jedna rzecz… nazywam się Albin Runge. Nawet teraz, kiedy po raz drugi usłyszała jego imię i nazwisko, z niczym go nie skojarzyła. Po powrocie do domu opowiedziała o spotkaniu Gunnarowi Barbarottiemu, zastanawiała się, czy gdzieś już słyszała to nazwisko. Pisali o nim w prasie, ale to było kilka dobrych lat temu, i nie mogła sobie przypomnieć, czy jego tożsamość została podana do publicznej wiadomości. Może tak, może nie; nie zawsze łatwo trafić za dziennikarzami, kiedy uznają, czy coś leży w interesie społecznym, czy nie.
– Rozumiem – powiedziała, nic z tego nie rozumiejąc. – Ale czemu zawdzięczam tę wizytę?
– Moje życie jest zagrożone. Jego głos był bezdźwięczny, prawie obojętny. Jakby jej gościa mało obchodziło, że grozi mu niebezpieczeństwo. Jego wzrok, gdy tak patrzył zza cienkich okularów, był równie obojętny. Rozbiegany, nieskupiony na czymkolwiek. Eva Back man nie potrafiła odgadnąć, czy patrzy na nią, czy na okno, które miała za plecami.
– Pana życie jest zagrożone?
– Tak.
– Skąd te przypuszczenia? Proszę pokrótce opisać całą sytuację.
– Głównie chodzi o listy – powiedział i jedną ręką pogładził ostrożnie zwitek białych kopert. – I telefon…
– A co takiego jest w tych listach? Czy mogę je przeczytać?
– Naturalnie – odrzekł, jednak wciąż ich nie podał. – Dlatego je z sobą wziąłem. Nie jest napisane wprost, że ktoś planuje mnie zabić, nie explicite, ale trudno inaczej interpretować ich zawartość.
Eva Back man skinęła głową. Pomyślała, że musi być dość wykształcony. Wskazywały na to wyrażenia – „explicite” i „trudno inaczej interpretować ich zawartość”.
– Dlaczego ktoś chciałby pana zabić?
– Istnieją po temu powody.
– Przepraszam, nie rozumiem? Handel narkotykami? – przeszło jej szybko przez myśl. Niespłacone długi wobec gangu motocyklistów? Nie wygląda na takiego, ale nigdy nic nie wiadomo. Wydawało jej się, że przez moment się zawahał, ale poprawił okulary i westchnął.
– Istnieje wiele osób, które uważają, że nie zasługuję na to, żeby żyć. I niestety, absolutnie je rozumiem. Eva Back man oparła dłonie o biurko i pomyślała, czy on przypadkiem nie jest szalony. Czy to nie jakiś mitoman albo inny nieszczęśnik, który stracił kontakt z rzeczywistością?
– Musi mi pan dokładnie opowiedzieć, o co chodzi. Jeśli rzeczywiście ktoś panu grozi i z tego powodu pan przyszedł, to muszę wiedzieć trochę więcej. Proszę mi wszystko opowiedzieć.
– Pani nie wie, kim jestem?
– Nie mam pojęcia.
– Czy moje nazwisko coś pani mówi?
– Albin Runge? Nie, niestety nie.
– Okej. – Znów westchnął i wyglądał, jakby właśnie podjął decyzję. – Pięć i pół roku temu w Jämtland zdarzył się straszny wypadek autokarowy. Osiemnaście osób straciło życie, siedemnaścioro nastolatków i jeden dorosły. Jechali na narty do Duved. Pewnie pani o tym słyszała, pisali we wszystkich gazetach. To ja prowadziłem ten autokar. Zamilkł. I znów poprawił okulary. Eva Back man wstrzymała oddech.
– Rozumiem. Drugi raz w ciągu trzech minut. To najbardziej idiotyczna replika. Co takiego rozumiała?
– Nie zostałem oskarżony ani o niezachowanie należytej ostrożności, ani o nieumyślne spowodowanie śmierci. Ani nawet o spowodowanie utraty zdrowia. Zostałem oczyszczony z wszystkich zarzutów, mimo iż wiele osób chciałoby mnie widzieć w więzieniu skazanego na dożywocie. A najlepiej martwego. Uśmiechnął się przelotnie. Krzywo i raczej niestosownie do sytuacji. Eva Back man odchyliła się do tyłu i próbowała się skupić. W zachowaniu tego mężczyzny było coś, co jej przeszkadzało. Jego sposób mówienia i jakiś zrozumiały smutek powodowały, że czuła się niekomfortowo. Zupełnie niezależne od jego opowieści, którą trudno od razu przetrawić. Jak można dalej żyć po czymś takim, mając na sumieniu osiemnaście istnień ludzkich? Z jakiego powodu? Z powodu kilku sekund nieuwagi? Może zasnął za kierownicą? Mimo to został oczyszczony z wszelkich zarzutów? Chryste Panie, pomyślała. Należałoby raczej spytać, nie jak można dalej z tym żyć, tylko po co. To wyjaśnia, dlaczego jest taki dziwny.
– To straszne – powiedziała Eva Back man. – Coś mi się kojarzy, ale już minęło… ile pan powiedział? Pięć lat?
– Prawie pięć i pół roku.
– To musiało być dla pana bardzo trudne.
– Nie było łatwo. – Zawahał się na chwilę. Eva Backman cierpliwie czekała. – Moje życie się rozsypało – kontynuował z niechęcią w głosie, wynikłą zapewne z tego, że znów musi o tym opowiadać, chociaż z całych sił stara się zapomnieć. – To mogło się zdarzyć każdemu. Powinienem był wtedy zginąć, ale z jakiegoś powodu przeżyłem. Ale nie przyszedłem tutaj po to, żeby ulżyć swojemu poczuciu winy, tym mogę się zająć w inny sposób. Powód, dla którego tu jestem, to… – Przerwał w połowie zdania. Wyjął z kieszeni chustkę i wydmuchał nos. – Przepraszam. Przyszedłem tu dlatego, że ktoś mi grozi. Jak już wspominałem… W końcu położył listy na brzegu biurka i wytarł dłonie w spodnie, jakby chciał się pozbyć jakiegoś niewidzialnego brudu. Eva Back man spojrzała na co najwyżej cztery koperty.
– Czyli zawartość tych listów powoduje, że pan się obawia o własne życie, o ile dobrze zrozumiałam?
– Tak. Plus telefon.
– Okej. Zacznijmy od listów, co może pan o nich powiedzieć? Nie chcę ich dotykać, dopóki ich nie zbadamy… czyli dopóki nie zdejmiemy odcisków palców i tym podobne. Poproszę pana również o zostawienie swoich odcisków przed wyjściem.
– Naturalnie.
– Kiedy pan dostał te listy i czy pan wie, kto jest ich autorem? Jeśli to ten sam…
– Pierwszy przyszedł latem, tydzień przed midsommar, potem dostawałem je w miesięcznych odstępach. W sierpniu, we wrześniu i w październiku.
– Proszę mówić dalej.
– Jeśli chodzi o dwa ostatnie, to zapisałem datę… dziewiąty września i dwunasty października. Nie wiem, kto je wysłał, ale wygląda na to, że ta sama osoba. Eva Backman skinęła głową.
– Przeczytam je, oczywiście, ale najpierw zajmą się nimi technicy. Skąd przypuszczenie, że to ten sam autor?
– Po stylu i tonie. Za każdym razem tylko kilka krótkich zdań i ten sam podpis. Nemezis.
– Nemezis?
– Tak, bogini zemsty. Reszta napisana na komputerze. Eva Backman siedziała przez chwilę w milczeniu i myślała. Albin Runge zmienił pozycję i wyglądał na zakłopotanego.
– Chciałabym się jeszcze z panem spotkać, jak już przeczytam i przeanalizuję te listy. Czy możemy się umówić na jutro?
– Nie pracuję. Skończyłem po tym… tak. Mogę przyjść w każdej chwili.
– Dobrze. W takim razie jutro o drugiej. Ale proszę mi jeszcze opowiedzieć o tym telefonie. Albin Runge ponownie wydmuchał nos.
– Przepraszam. Jestem trochę przeziębiony. Na temat telefonu niewiele mam do powiedzenia.
– Zupełnie nic?
– To było w zeszły czwartek. Ktoś zadzwonił z zastrzeżonego numeru. Kiedy odebrałem, w słuchawce najpierw zapanowała cisza, a potem głos powiedział: „Tu Nemezis. Ciekawi jesteśmy, dlaczego ty jeszcze żyjesz. Czy naprawdę nic nie rozumiesz?”.
– I to wszystko?
– Tak, tylko tyle.
– To był mężczyzna czy kobieta?
– Mężczyzna.
– Czy może pan opisać jego głos?
– Bezdźwięczny. Jakby ktoś mówił przez szalik albo chustkę.
– Czy głos wydał się panu znajomy?
– Nie.
– Czy od razu się pan zorientował, że ktoś mówił przez chustkę?
– Nie, dopiero po zakończeniu rozmowy.
– I to była krótka rozmowa, tak?
– Nie dłuższa niż dziesięć–piętnaście sekund.
– A pan się odezwał?
– Nie. A co miałem powiedzieć? Eva Backman zastanawiała się przez chwilę.
– Czy o tych listach i tym telefonie z kimś pan rozmawiał?
– Nie… a właściwie to tak, o dwóch pierwszych rozmawiałem z Karin.
– Kim jest Karin?
– To moja żona. Powiedziałem jej o listach z czerwca i sierpnia, ale nie o pozostałych.
– Dlaczego?
– Nie chciałem jej niepokoić.
– Ale pan się niepokoi, prawda? Mężczyzna wzruszył ramionami i znów się przelotnie uśmiechnął, równie nienaturalnie jak poprzednim razem.
– Może nie niepokoję, ale jest to po prostu nieprzyjemne. Chociaż rozumiem, że niektórzy ludzie tak mogą czuć.
– Jacy ludzie? Kto tak może czuć?
– Na przykład rodzice, którzy w tym wypadku stracili dzieci.
– Uważa pan, że to któreś z nich panu grozi?
– A kto inny?
Dobre pytanie, pomyślała Eva Backman, kiedy Albin Runge wyszedł. A w zasadzie złe, wręcz retoryczne. Jeśli ma się na sumieniu osiemnaście istnień ludzkich (siedemnaścioro nastolatków, chyba tak powiedział?), nie trzeba zbytnio główkować, żeby się domyślić, przez kogo jest się najmniej kochanym. Mniej więcej wtedy, kiedy przyszło jej do głowy słowo „kochanym”, przypomniała sobie o inspektorze Barbarottim.
Spojrzała na zegarek. Piętnaście po piątej, pewnie już pojechał do domu. To znaczy do siebie. A inspektor Eva Backman pojedzie do siebie. Nie tak to powinno wyglądać. Cholera, nie tak to powinno wyglądać. Zanim opuściła budynek komisariatu, musiała się jeszcze zająć odciskami palców.
Książka jest dostępna pod tym adresem
HÅKAN NESSER Smętny szofer z Alster
tłumaczenie: Iwona Jędrzejewska
data wydania: 09.02.2022
numer wydania: 1
tom w cyklu o inspektorze Gunnarze Barbarottim: Tom 6
str. 21-28
Materiał płatny Wydawnictwa Czarna Owca