Polska muzyka pop ma ostatnio różowy odcień. Nie chodzi jedynie o kolor włosów Young Leosi. Pastele, falbanki, subtelność, pluszaki i kwiaty – oto przepis na podbój uszu i serc publiczności. Na koncerty Sanah, artystki o delikatnym głosie i wdzięku damy z XIX-wiecznej fotografii, bilety wyprzedawały się na długo przed terminem – w takim tempie, że trasę wydłużano o nowe daty i miasta. Płyta „Królowa dram” zdobyła poczwórną platynę, a kolejna, „Irenka”, zyskała status diamentowej (oba albumy znalazły się w pierwszej trójce opublikowanej właśnie polskiej listy bestsellerów za 2021 r.). Artystce udaje się osiągać sukcesy, które ostatnio zarezerwowane były dla najpopularniejszych raperów.
Na YouTube i TikToku małą sensacją stały się za to pełne łakoci teledyski lubelskiej songwriterki Marie, wdającej się w dialogi z wielkim pluszowym misiem i dekorującej torty. Marie dobrze radziła sobie również w analogowym radiu i wiele wskazuje na to, że jej pełnowymiarowy album „Babyhands”, którego premiera zaplanowana jest na koniec lutego, może stać się niemałym przebojem. Nie należy jednak ulegać złudzeniu, że rodzima muzyka pop dokonała właśnie regresu do czasów Tekli Bądarzewskiej albo do przedszkola. Pod warstwą cukru czają się inteligentne i często przewrotne treści.
Żywe kreskówki
Kiedy w 1997 r. duński zespół Aqua nagrał wściekle zaraźliwą piosenkę „Barbie Girl”, wiele osób irytowała jej ostentacyjna słodycz – wszechobecny róż, dziecinada, głos wokalistki Lene Nystrom kojarzący się z efektem po wdychaniu helu czy bohaterami „Alvina i Wiewiórek”. Za tym satyrycznym hitem z lekko erotycznym podtekstem stała jednak długa tradycja „muzycznej gumy do żucia”.
Jeszcze w latach 60.