Po premierze „Titane” media rozpisywały się, że to pierwsza w dziejach produkcja o młodej dziewczynie uprawiającej seks z samochodem, wskutek czego zabytkowy model Cadillaca zostaje ojcem poczętego dziecka. Brzmi nieźle jak na żart albo prowokację – ale na artystyczne wydarzenie? Nawet David Cronenberg w swoim filmie z 1996 r. „Crash” nie posunął się tak daleko, co jednak wystarczyło, by wzbudzić powszechną konsternację i gwizdy po pokazach.
Tymczasem „Titane” 38-letniej Julii Ducournau uhonorowano Złotą Palmą w Cannes. Film został oficjalnie wybrany francuskim kandydatem do Oscara (bez szans na nominację, bo Akademia nie umieściła go na shortliście), odniósł nawet względny sukces kasowy. Do końca grudnia obejrzało go nad Sekwaną ponad 300 tys. widzów. W rocznym zestawieniu zajął 60. miejsce z 2,5 mln dol. wpływów, wyprzedzając nieznacznie „Annette” i ulegając również nieznacznie „Benedetcie”. Recenzje też miał znakomite, choć nie zawsze potrafiono precyzyjnie wytłumaczyć, o czym właściwie jest. Jedni sugerowali, że to opowieść o tożsamości płciowej, inni – że to szalona przypowieść o zacieraniu granic płci i technologii. W prasie francuskojęzycznej prześcigano się w błyskotliwych próbach interpretacji szokującej sceny. Pisano o zwycięstwie kobiecego żywiołu nad autem, które jest przedłużeniem formy toksycznej męskości. Przeważały głosy, że film mówi o transhumanistycznej podróży psychopatki, która odnajduje się w związku z samotnym strażakiem i napakowanym sterydami kulturystą. Tak czy inaczej ważne, że w końcu – np. zdaniem recenzenta „Le Figaro” – przestano ignorować kobiecy głos w kinie.
Upodobanie do kontrowersji
Z Cronenbergiem, ale także z Lynchem, łączy Ducournau więcej niż tylko upodobanie do kontrowersji.