Klątwa i nawiedzenie
Klątwa i nawiedzenie, czyli Polska z przeszłości według Masłowskiej
Dorota Masłowska przez kilka lat mieszkała naprzeciwko księgarni, do której w 1976 r. wszedł David Bowie. W Polsce legenda tego wydarzenia rośnie wraz z upływem czasu, a Bowie po prostu w drodze z Moskwy do Berlina z nudów wysiadł na Dworcu Gdańskim, bo postój zapowiadał się dłuższy, więc lepiej rozprostować nogi. „Głucha ciemność peronu pachniała żelastwem, sikami i bzem. Sekundował mu odległy swąd gotowanej kapusty dochodzącej z jakiejś garkuchni”. Bowie wszedł w ciemność i wyłonił się w nowym dramacie Doroty Masłowskiej „Bowie w Warszawie”, który najpierw miał premierę w warszawskim Teatrze Studio w reżyserii Marcina Libera, a teraz wychodzi w książce z ilustracjami Mariusza Wilczyńskiego.
Jednak to nie jest do końca ten sam tekst – wersje się różnią. Nie zmienia się jedno – wizyta Bowiego służy Masłowskiej do wędrówki w czasie i języku, do tego, żeby opowiedzieć nie o Bowiem, ale o Polsce zanurzonej w przeszłości, powtarzającej ciągle ten sam chocholi taniec. „Jako społeczeństwo cierpimy na silne zaburzenia wolności. Zmagamy się z rodzajem autoklątwy, odtwarzamy figury z naszej przeszłości” – Masłowska mówiła mi w wywiadzie dla pasma POLITYKI w „Newsroomie” Wirtualnej Polski – „sami sobie zadajemy ból i cierpienie, odtwarzając je w jakimś chorym widzie”. Tak jak pisała Maria Janion, obracamy się w zaklętym kręgu kompleksów i to jest zgubne, bo ciągle tkwimy w przeszłości.
Rajza w przeszłość
Ta przeszłość powracała już u Masłowskiej w „Między nami dobrze jest”, dramacie, w którym padają słowa nieustająco aktualne: „We Francji jest Francja, w Ameryce Ameryka, W Niemczech są Niemcy, i nawet w Czechach są Czechy, a tylko w Polsce jest Polska”.