„Klub SPATiF będzie otwarty tylko dla osób dobrowolnie legitymujących się wobec obsługi: dowodem tożsamości oraz aktualnym potwierdzeniem przyjęcia szczepionki lub aktualnym i negatywnym wynikiem testu, lub aktualnym potwierdzeniem otrzymania statusu ozdrowieńca. Przepraszamy za niedogodności z tym związane. Uznaliśmy jednak, że prawo do poczucia bezpieczeństwa stoi ponad wszystkimi innymi” – taka informacja pojawiła się na profilu mediów społecznościowych klubu 1 grudnia. Trudno się dziwić – na imprezach ludzie noszą maski według uznania, nikt konsekwentnie nie pilnuje wypełniania obostrzeń. Dzienna liczba zakażeń w Polsce wyniosła tego dnia 29 tys., a liczba zgonów – 570.
Anons uruchomił całą lawinę komentarzy – w większości pozytywnych. Łukasz Lubaszka, właściciel lokalu, tak tłumaczy decyzję: – 2020 r., kiedy byliśmy zamknięci przez 14 miesięcy, jest nauczką na całe życie. Nie chciałbym do tego wracać, a niestety mam wrażenie, że wszystko ku temu zmierza. Wyszliśmy z trudnego okresu i wcale się od niego nie oddalamy. Wystarczyło, że temperatura spadła, i skończyło się „la dolce vita”: ludzie przestają przychodzić do knajp, firmy nie robią listopadowo-grudniowych imprez i spotkań, które wpływają znacząco na zasilenie naszego budżetu np. na organizację wydarzeń kulturalnych. Połowa z nas się zaszczepiła, żeby pandemię przejść łagodnie. Nic innego się nie zmieniło, a jednak sytuacja na świecie się polepszyła, przynajmniej w moim wypadku, bo mogłem otworzyć SPATiF, przeżyć i spłacać dalej kredyty. Bez zaszczepienia drugiej połowy daleko nie zajdziemy.
Tego samego dnia nowe obostrzenia dla podmiotów prowadzących działalność kulturalną ogłosiło