ALEKSANDER ŚWIESZEWSKI: Sprawdziłem dwa razy, bo jakoś nie mogłem w to uwierzyć. Stronę Polish Masters of Art (PMoA), którą prowadzisz, śledzi na Facebooku więcej osób niż profile Zachęty czy Muzeum Narodowego w Krakowie. Jak to zrobiłeś?
KAMIL ŚLIWIŃSKI: Faktycznie, dziś możemy mówić już o ponad 110 tys. osób obserwujących stronę na samym Facebooku. Do tego należałoby dodać prężnie rosnące profile na Instagramie, Twitterze, a nawet LinkedInie. Ale jak to się stało, że społeczność zgromadzona wokół PMoA przerosła te skupione wokół największych instytucji kultury w Polsce? Prawdę mówiąc, sam nie wiem, choć oczywiście mogę się domyślać. Może chodzi o to, w jaki sposób staram się prezentować polską sztukę – praktycznie bez żadnej dodatkowej narracji, kierując się często wyłącznie własnymi upodobaniami. Nie próbuję komentować tego, co, kiedy i dlaczego pokazuję. Nie chcę też nikogo specjalnie edukować – głównym założeniem mojego projektu było, jest i będzie odkrywanie bogactwa polskiej sztuki, z wykorzystaniem tego, na czym znam się najlepiej, czyli nowych mediów. Wbrew pozorom mogą być one znakomitym miejscem do rozwijania artystycznych pasji, inspirowania, a przede wszystkim promowania polskiej kultury na świecie. Może właśnie takie podejście sprawia, że ludzie niezależnie od poglądów i gustów po prostu lubią zaglądać na Polish Masters of Art. Często żywo dyskutują czy udostępniają wpisy znajomym, motywując się wzajemnie do kontaktu ze sztuką, również twarzą w twarz. Zainteresowanie tzw. kulturą wysoką wciąż rośnie, a moja inicjatywa jest tego ciekawym dowodem – profile, które prowadzę, nigdy nie były w żaden sposób wspierane płatnymi kampaniami reklamowymi, a wszyscy obserwujący pojawili się tam całkowicie organicznie.