Coś (poniekąd) optymistycznego
Krzesimir Dębski dla „Polityki”: Głupoty w Polsce przybywa
KATARZYNA KACZOROWSKA: – Kilka lat temu zabrał się pan do pisania książki o dziejach głupoty w Polsce. Udało się ją skończyć?
KRZESIMIR DĘBSKI: – Ta księga wciąż się rozwija w zastraszającym tempie, bo i głupoty przybywa. Jak nic będzie to epopeja.
Narodowa?
Olbrzymia tragedia, tragikomedia, i do tego bez grama trzynastozgłoskowca.
Usiadł pan do biurka, zrobił plan dzieła i co znalazło się na szczycie naszej głupoty?
Nie będę stopniował tego, co najgorsze. Powiem, co było i jest dla Polski najważniejsze. Jako krajowi i społeczeństwu przytrafiały nam się różne mądre rzeczy, o których już nie pamiętamy. Nieczęsto mówi się o tym, że byliśmy tolerancyjnym krajem. Przyjmowaliśmy Ormian, Żydów. Sobieski jeńców spod Wiednia zaprosił: „Przyjeżdżajcie do mnie, do kraju, pożenię was ze szlachciankami, majątki dostaniecie, nie musicie zmieniać religii, tylko przyjeżdżajcie, bo pusta jest Rzeczpospolita”. I przyjeżdżali – wystarczy teraz odwiedzić cmentarz muzułmański na Powązkach w Warszawie, by zobaczyć, jaki wkład wnieśli w obronę i w rozwój naszego kraju. Tak było kiedyś.
A dzisiaj?
Nie rozumiemy, że te wszystkie bogate kraje, którym tak zazdrościmy, ściągały ludzi do pracy. Syciły się, wzbogacały emigrantami. A jak już przyjęły tych emigrantów, to oni wnosili do tych krajów ogrom bogactwa kulturowego – i biologicznego. I to najróżniejszego. Spójrzmy na kulturę francuską. Już Alexandre Dumas był Mulatem, a wymieniać choćby artystów imigrantów, począwszy od Picassa czy Modiglianiego, trzeba by godzinami. Czy zna pani kuchnię angielską?
Sztokfisze, wątłusze, bekon i owsianka?
Coś strasznego. Premier Pitt the Younger wprowadził ustawowo obowiązek jedzenia porridge’u, bo Anglikom groziło wyginięcie z głodu.