Gdzie jest centrum sztuki?
Muzea sztuki współczesnej: kto liderem, kto outsiderem
Teoretycznie szansa na wyraźne zaznaczenie swojego miejsca istnieje, bo konkurencja jest słaba, rozproszona, wycofana. Częściowo za sprawą pandemii, częściowo – polityki, a także własnych słabości. Nikt się specjalnie nie wyrywa, by wejść w rolę, którą np. we Francji pełni Centre Pompidou, w Holandii – Stedelijk Museum, nie mówiąc już o wyznaczającym trendy brytyjskim Tate. A przecież mieliśmy też w Polsce instytucję wystawienniczą, która w sztuce współczesnej królowała przez dekady: warszawską Zachętę. Przewrót ustrojowy sprawił, że – poczynając od Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie – zaczęła tworzyć się coraz liczniejsza grupa muzeów i galerii zamierzających rywalizować o miano tego, kto rozdaje karty.
Na sukces składa się tu wiele okoliczności: program wystaw, własne wydawnictwa, jakość tworzonej kolekcji, działania edukacyjne, umiejętność przebicia się do społecznej świadomości, zaciekawienia, zdobycia zaufania itd. Ale też swoiste genius loci, które to wszystko spaja i sprawia, że tam po prostu „wypada bywać”. Jedno nie ulega wątpliwości: o randze instytucji w art worldzie w największym stopniu decyduje to, kto stoi na jej czele – szef niekiedy potrafi wyśmienicie zbudować autorytet instytucji, a niekiedy koncertowo go zawalić. Warto przyjrzeć się nieco uważniej, jak owa mapa wpływów, prestiżu i znaczenia wygląda obecnie.
Polityczne zawirowania
Tradycyjnie o status lidera zabiegały przede wszystkim trzy warszawskie placówki. Rządy PiS najmocniej zamieszały w CSW, którym z nadania władzy kieruje obecnie prawicowy krytyk Piotr Bernatowicz wraz z własną, wierną, ale merytorycznie dość mierną kohortą współpracowników. Uczciwie trzeba przyznać, że Zamek Ujazdowski czasy największej świetności ma już dawno za sobą.