Wręczając główną nagrodę outsiderom wywodzącym się z kręgów wideo-artu i sztuk wizualnych: Łukaszowi Rondudzie oraz Łukaszowi Guttowi, Andrzej Barański, przewodniczący tegorocznego jury, czuł się w obowiązku wytłumaczyć, skąd tak niespodziewany werdykt. Bo zaskoczeń było więcej. Źle przyjęty w Gdyni, pretensjonalny horror „Mosquito State” Filipa Jana Rymszy uhonorowano Złotym Pazurem za inne spojrzenie i dźwięk. Dziwiły aż dwa laury dla „Prime Time” (muzyka, drugoplanowa rola męska dla Andrzeja Kłaka). Nie mówiąc o zawodzie, jakim było pominięcie aktorskich wyczynów Tomasza Ziętka („Żeby nie było śladów”, „Hiacynt”), Dawida Ogrodnika („Najmro. Kocha, kradnie, szanuje”) czy Agaty Buzek w „Moim wspaniałym życiu”. Uhonorowani zostali za to twórcy drugiego szeregu, mniej albo w ogóle nieznani szerokiej publiczności. Niektórzy jurorzy, wyczytując nazwiska nagradzanych, przepraszali tych, którym statuetki bardziej się należały. W 46-letniej historii gdyńskiego festiwalu tak niezręczna sytuacja zdarzyła się chyba po raz pierwszy. Co ciekawe, wielkich pretensji nie było. Bo wielu z uhonorowanych to artyści osobni, działający poza mainstreamem, kontestatorzy i buntownicy, często eksperymentujący z językiem filmowym i kinem.
„Wszystkie nasze strachy” spełniały dwa podstawowe kryteria. W ocenie Barańskiego obraz jest piękny i aktualny, lecz chyba ważniejsza okazała się inna sprawa. Godzenie misji sztuki i życia – żeby nikt w naszym pięknym kraju nie poczuł się obcy i zaszczuty. Film mierzy się z atmosferą podsycania homofobii i prześladowań osób LGBT. Łukasz Ronduda (reżyser, kurator Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie) i Łukasz Gutt (dotychczas operator) sięgnęli po życiorys Daniela Rycharskiego, artysty wizualnego, aktywisty, twórcy wiejskiego street artu (laureata Paszportu POLITYKI z 2016 r.