Nie wyciera się butów w kurtynę
Ryszard Poznakowski dla „Polityki”: Nie wyciera się butów w kurtynę
MIROSŁAW PĘCZAK: – Dwa koncerty Rolling Stonesów w Warszawie w 1967 r. rozpoczynały się od suportu Czerwono-Czarnych, z którymi pan grał. Wszyscy wiedzą, że pożyczył pan organy Stonesom na prośbę Jaggera, i to przeszło do historii. Mnie interesuje najbardziej to, jak pan, wtedy 21-letni chłopak, odebrał całe to wydarzenie.
RYSZARD POZNAKOWSKI: – Mówiąc najkrócej, wrażenie miałem takie, jakbym obejrzał kosmitów, którzy wylądowali jak te zielone ludziki przed Pałacem Kultury i dostali się na scenę w Sali Kongresowej, żeby zagrać koncert. Taka była różnica kulturowa, różnica percepcji, co dotyczyło nie tylko muzyków, ale też widowni, która wcześniej znała Rolling Stonesów tylko z nagrań. No i okazało się, że Jagger wyzwolił takie emocje w tym tłumie w Sali Kongresowej i poza nią, jakich nasza przaśna rzeczywistość nie doświadczyła w związku z jakimkolwiek wydarzeniem muzycznym. Na próbie Zbyszek Korpolewski, który był konferansjerem tej imprezy i takim opiekunem artystycznym, w pewnym momencie podszedł do Jaggera i zapytał: „Dlaczego ty tak biegasz po scenie, przecież jak się śpiewa, to się stoi”. Jagger odpowiedział: „Ja tu nie przyjechałem śpiewać, ja tu przyjechałem sprzedawać emocje, a jeśli ktoś chce tylko posłuchać, jak śpiewam, to niech sobie kupi moją płytę”.
Dlaczego to właśnie Czerwono-Czarni wystąpili przed Stonesami?
Głównie dlatego, że myśmy krótko przed tym koncertem wrócili z tournée po Stanach i Kanadzie, gdzie graliśmy dla Polonii i – co było najważniejsze – wróciliśmy do kraju w komplecie. A kursowała wtedy taka opowieść: „Co to jest kwartet smyczkowy? Kwartet smyczkowy to jest Wielka Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Narodowej po powrocie z USA i Kanady”.