Kultura

To będzie super-Cannes po długiej przerwie. „Kino nie umarło”

Rusza 74. edycja festiwalu w Cannes Rusza 74. edycja festiwalu w Cannes Eric Gaillard / Forum
Po dwuletniej przerwie wymuszonej lockdownem na Croisette wróciło życie. Nietypowo, bo w lipcu i z dwumiesięcznym opóźnieniem, we wtorek rusza największa, długo oczekiwana 74. edycja festiwalu, bez którego branża filmowa przypominała jedynie swój cień.

„Kino nie umarło”, radośnie obwieścił parę tygodni temu powrót imprezy Thierry Frémaux, dyrektor programowy Cannes, zapowiadając jednocześnie szereg kluczowych zmian. Festiwal potrwa jeden dzień dłużej. Liczba zgłoszonych filmów okazała się na tyle rekordowa, że wymusiła rozszerzenie programu niemal o jedną trzecią. W samym konkursie głównym znalazły się 24 tytuły. Dodano nową prestiżową sekcję „Cannes Premiere”. Filmy tam zakwalifikowane – w elitarnym gronie znalazły się m.in. najnowsze dzieła Olivera Stone’a, Andrei Arnold, Marco Bellocchia, Gaspara Noe – nie ubiegają się o nagrody, doczekają się jednak specjalnej oprawy. Chodzi o podkreślenie ich mistrzowskiej klasy, a tak naprawdę o uwypuklenie rangi Cannes i odebranie konkurencji możliwości pochwalenia się tak ważnymi premierami.

Czytaj też: Witajcie w czasach Covid Film Festival

Palmbus krąży po Cannes

Wszystkie projekcje odbywać się mają w warunkach zaostrzonego rygoru sanitarnego. Przy stuprocentowym obłożeniu sal obowiązują maseczki. Nie wolno ich zdejmować w trakcie seansu, w pomieszczeniach, na konferencjach prasowych ani w holach. Zakazane jest podawanie sobie rąk, ściskanie się, a także inne przejawy bliskości w strefie publicznej. Przy wchodzeniu i wychodzeniu z kina ma obowiązywać dystans społeczny: minimum 1 m odległości. Organizatorzy zapowiadają skrupulatne przestrzeganie porządku, lecz jak i czy w ogóle sobie poradzą z napierającymi tłumami fotoreporterów i turystami, którzy tradycyjnie całą dobę oblegają schody z czerwonym dywanem – nie wiadomo.

Aby odciążyć oblegane centrum, otwarto na peryferiach kurortu pierwszy multipleks, w którym z jednodniowym opóźnieniem powtarzane są wszystkie wydarzenia. Co parę minut między Croisette i Cineum kursują wahadłowo palmbusy. Warunkiem korzystania ze środków transportu i festiwalowych obiektów jest posiadanie unijnego certyfikatu covidowego albo ważnego 48 godzin testu antygenowego PCR. Można go zrobić w wyznaczonych punktach lub aptekach (jedno badanie kosztuje 50 euro). Zdrowie i bezpieczeństwo w centrum kongresowym zapewnia GBAC STAR TM, najnowocześniejszy system opatentowany w USA, spełniający najsurowsze wymagania w dziedzinie czyszczenia, dezynfekcji i zapobiegania chorobom zakaźnym.

Czytaj też: Paszport szczepień – przepustka do wolności?

Cannes w obronie tradycji

Rok temu nie doszło do edycji online′owej, Cannes z niej zrezygnowało, twardo trzymając się zasady, że tylko wspólne przeżywanie filmów oglądanych na dużym ekranie ma sens. Niektórzy uznali to za niefrasobliwość, bo w pandemii sposoby uczestnictwa w kulturze zdecydowanie się zmieniły. Przeważyła jednak chęć obrony tradycyjnego modelu. Najpierw pokazy w kinach, dopiero potem w streamingu. Żadnych półśrodków. Cannes chce wyznaczać trendy, wskazywać nowe zjawiska, namaszczać mistrzów, dowartościowywać wybrane kinematografie, tylko czy w nowej rzeczywistości medialnej, przy tak skrajnie trudnych warunkach, to się uda? Ryzyko jest ogromne, jednak większość zdaje sobie sprawę, że bez tego święta porównywalnego z olimpiadą trudno byłoby się połapać, co w kulturze ważne. Paraliż nie mógł trwać dłużej. Zresztą szybko znaleźliby się chętni do wypełnienia misji (Wenecja), mocno ucierpiałaby przy tym francuska duma.

Mimo rosnącego zagrożenia wariantem delta i zbliżającej się nieuchronnie czwartej fali pandemii atmosfera wydaje się spokojna. Początek lipca to dla Francuzów żelazny czas wypoczynku, urlopów. Na ulicach korowody plażowiczów i wycieczek. Wśród nich kinomaniacy, łowcy autografów, czyli to, co zwykle.

Faworyci do Złotej Palmy

Odetchnęli również twórcy, którzy zdecydowali się wycofać swoje tytuły z ubiegłorocznej selekcji z nadzieją, że zakwalifikują się do tegorocznej. Są trzy takie przypadki, więc z góry wiadomo, że to murowane hity i faworyci do Złotej Palmy. Bezkompromisowy musical „Annette” Leosa Caraxa z Marion Cotillard i Adamem Driverem miesza style i gatunki, zaskakując satyrycznym spojrzeniem na show-biznes (zostanie pokazany na otwarcie). Aurę skandalu już przypisano głośnej „Benedetcie” holenderskiego prowokatora Paula Verhoevena – rzecz o życiu erotycznym zakonnicy, lesbijki w renesansowych Włoszech.

Najbardziej niewinna z tej trójki wydaje się komedia „Kurier francuski z Liberty, Kansas Evening Sun” Wesa Andersona o korespondentach amerykańskiego pisma piszących z fikcyjnego francuskiego miasteczka. Uwagę przykuwa królewska obsada. W rolach głównych m.in. Frances McDormand, Tilda Swinton, Bill Murray, Timothee Chalamet, Benicio Del Toro i Owen Wilson.

Czytaj też: 10 najlepszych zagranicznych filmów 2020

Wojna z parytetami i Netflixem

Chociaż na lazurowym wybrzeżu Hollywood konsekwentnie bywa marginalizowane (nadreprezentację mają za to Francuzi), główną atrakcją inauguracyjnego wieczoru będą Amerykanie. W obecności przewodniczącego jury, afroamerykańskiego reżysera Spike’a Lee, światowej sławy aktorka Jodie Foster odbierze honorową Złotą Palmę za całokształt twórczości. Dzień później publiczność będzie oklaskiwała gwiazdora Seana Penna, prezentującego wyreżyserowany przez siebie dramat „Flag Day” o powszechnie szanowanym ojcu, wychowującym samotnie córkę, zarabiającym na życie napadami na banki.

W kwestii równouprawnienia i parytetów Cannes zachowuje konserwatywną powściągliwość, usprawiedliwiając wyśrubowanym poziomem skromny wybór filmów podpisanych przez reżyserki (w konkursie są tylko cztery takie tytuły). „Nie bierzemy pod uwagę płci, rasy, religii. Patrzymy na filmy. Przyglądamy się, w jakich krajach zostały zrealizowane, głównie po to, aby zapewnić festiwalowi uniwersalny charakter. Jeśli wahamy się między dwiema produkcjami, a jedna z nich została wyreżyserowana przez kobietę, bierzemy właśnie tę” – tłumaczył w wywiadzie dla „Variety” Frémaux, sygnalizując, że w sekcji „Un Certain Regard” proporcje są akurat odwrotne – mężczyźni stanowią mniejszość, więcej filmów mają reżyserki.

Wojna z Netflixem skutkowała w tym roku nieprzyjęciem do konkursu znakomitych ponoć projektów m.in. Jane Campion („The Power of the Dog”) czy Claire Denis („Fire”), sfinansowanych właśnie przez platformę. Pod ich nieobecność o Złotą Palmę powalczą m.in. Francuzka Mia Hansen-Løve, autorka dramatu psychologicznego „Wyspa Bergmana” o parze filmowców szukających inspiracji na szwedzkiej wyspie Fårö, gdzie mieszkał i został pochowany twórca „Siódmej pieczęci” i „Persony”. Jej rodaczka Julia Ducurnau, mierząca się w sensacyjnym kryminale „Tytan” z problemem relacji rodzinnych po odnalezieniu zaginionego syna. A także Węgierka Ildiko Enyedi, pochylająca się w „Historii mojej żony” nad przypadkiem małżeństwa zawartego wskutek wygranego przez mężczyznę zakładu.

Czytaj też: Telewizja przetrwania

Wielcy twórcy i mało polskich akcentów

Więcej o kondycji kina autorskiego powiedzą filmy czołowych przedstawicieli tego nurtu, od lat utrzymujący bardzo wysoką formę. Dwukrotny laureat Oscara Irańczyk Asghar Farhadi pokaże „A Hero”. Będzie to jego powrót do ojczystego języka po zrealizowanym w Hiszpanii dramacie „Wszyscy wiedzą”. Pojawią się też nowe filmy Nanni Morettiego („Trzecie piętro”), Jacquesa Audiarda („Paris 13th District”), Apichatponga Weerasethakula („Memoria”) – każdy z nich otrzymał już kiedyś statuetkę Złotej Palmy. Z głośnych nazwisk obiecująco wyglądają również propozycje Norwega Joachima Triera „The Worst Person in the World” – czteroletnia kronika relacji miłosnych pewnej kobiety. Oraz pracującego w ekspresowym tempie Francuza Françoisa Ozona, który tym razem w beztrosko zatytułowanej opowieści „Everything Went Fine” zajmuje się eutanazją.

Polskich akcentów niestety jak na lekarstwo. Jedynie w sekcji „Cinéfondation”, skupiającej się na dokonaniach studentów szkół filmowych, znalazła się animacja „Bestie wokół nas” młodej realizatorki Natalii Durszewicz z łódzkiej filmówki. Osadzony w surrealistycznej przestrzeni kilkuminutowy obraz ukazuje pełen nierówności i podziałów świat z perspektywy ofiar zmieniających się w drapieżników.

Czytaj też: Powrót do kina. Przegląd najciekawszych premier

Cannes zaskoczy na otwarcie i w finale

Napięty program festiwalu gwarantuje mnóstwo niespodzianek, być może jedną z nich okaże się drugi film otwarcia, dwuipółgodzinny dokument „The Story of Film: a New Generation” Marka Cousinsa, zgłębiający temat wpływu pandemii na wyobraźnię artystów. Sam reżyser określił go jako zwieńczenie jego autorskiego cyklu 15-godzinnej odysei „The Story of Film” – pasjonującej i zaskakująco świeżej historii kina widzianej przez pryzmat innowacji, kręconej przez sześć lat na wszystkich kontynentach.

Na pokaz finałowy organizatorzy zapowiedzieli coś równie smakowitego. Dla odmiany w stylu Bonda: dramat szpiegowski „OSS 117: From Africa With Love” Nicolasa Bedosa z Jeanem Dujardinem w roli asa francuskiego wywiadu Huberta Bonisseura de la Bath, kryptonim OSS 117. To powrót do lżejszego gatunku i nawiązanie do canneńskiego zwyczaju zapowiadania maintreamowych superwidowisk, które tak jak pokazywane w przeszłości „E.T.” czy „Thelma i Louise” stały się wielkimi przebojami.

Laureatów poznamy 17 lipca.

Czytaj też: Filmowcy uciekają w animacje

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną