Kultura

Nie walczymy, rozmawiamy. MOCAK kończy 10 lat

„Uzdrowisko”, instalacja Marka Chlandy „Uzdrowisko”, instalacja Marka Chlandy MOCAK / mat. pr.
Im częściej ktoś używa słowa „demokracja”, tym większe mam podejrzenie, że chodzi o coś odwrotnego – mówi Maria Anna Potocka, dyrektorka obchodzącego 10-lecie krakowskiego muzeum sztuki współczesnej MOCAK.

ALEKSANDER ŚWIESZEWSKI: Dlaczego sztuka współczesna budzi uprzedzenia?
MARIA ANNA POTOCKA: Sztuka zawsze wyprzedza swoje czasy. A ponieważ ludzie poszukują poczucia bezpieczeństwa w tym, co ustalone i do czego ich przyzwyczajono, to trochę boją się tej sztuki, która potrząsa ich bezpiecznym światem. Sztuka współczesna – również ta dawna, która kiedyś była współczesna – zawsze potrząsa tym samozadowoleniem. Takie narzędzie cywilizacyjne musi być niekomfortowe dla osób zastygłych w mieszczańskim konformizmie. Dodatkową trudność sprawiają współczesne media. Dawniej były albo rzeźba, albo malarstwo. A dzisiaj to może być sterta plastikowych toreb, instalacja z cytatów telewizyjnych, wypchany koń wbity w ścianę czy gnijący pień drzewa. Młodzi ludzie są dużo bardziej otwarci na tę różnorodność niż dorośli.

Czytaj też: Literalizm. Dosłowność niszczy sztukę

Pytam, bo jednym z celów, które kierowany przez panią od dekady MOCAK sobie postawił, było zmniejszenie tych uprzedzeń.
Tu chodzi o inny mechanizm – nie o „leczenie” z uprzedzeń, tylko o niedopuszczanie do ich powstawania. I to się świetnie udaje. Zdecydowana większość naszej publiczności to ludzie młodzi, czyli najczęściej nieskażeni uprzedzeniami. Pomagamy im w zachowaniu tej otwartości. Jednak muzea nie są jedynymi narzędziami do walki ze zjawiskiem uprzedzeń. Podstawowym jest edukacja szkolna. I tu mamy coraz większe NIC.

Czytaj też: Jak zbliżyć dzieci do świata sztuki?

Czy dla MOCAK-u nie była to trochę walka z wiatrakami?
Nie używam terminu „walka”. Skupiam się na perswazji i dialogu. Dobrym polem takiego dialogu z odbiorcą są wystawy problemowe. Na nich łatwo znaleźć porozumienie, bo dotyczą szerszych spraw, które dla wszystkich są uchwytne. W MOCAK-u ważnym polem takiego dialogu jest też Holokaust.

Jak muzeum wypada pod względem frekwencji?
Od momentu otwarcia frekwencja wzrosła znacznie. Obecnie mamy ok. 150 tys. odwiedzających rocznie. Oczywiście w zeszłym roku ponad dwa razy mniej. W sumie bilety zapewniają nam sporą samodzielność programową.

A co przez dekadę nie wyszło z zamierzeń MOCAK-u?
Zawsze przesadzam z nadmiarem celów i ambicji. Więc od czasu do czasu coś musi nie wyjść. Chwilowo nie udaje się nam z Kossakówną, krakowską willą rodziny Kossaków. Dwa lata temu miasto postanowiło kupić tę ruinę i stworzyć z niej filię jednego ze swoich muzeów. Zaproponowano to nam. Od wielu lat marzę o otwarciu Muzeum Historii Sztuki – miejscu z 30 małymi ekspozycjami, prezentującymi sztukę, muzykę i literaturę od średniowiecza do współczesności. Chciałabym stworzyć syntezę kultury, na której wyrośliśmy. W ogródku, który otacza willę, trzeba będzie dobudować pawilon ekspozycyjny połączony windą ze starą willą. Osobną ekspozycję stanowiłaby historia rodziny Kossaków, czyli trzech malarzy i trzech pisarek. I w tych marzeniach wykazałam się naiwnością, ponieważ myślałam, że problem sprowadza się do pieniędzy. Okazało się, że główne przeciwności są gdzie indziej. Jeszcze trochę powalczę, ale w pewnym momencie będę musiała to przeliczyć na tracony czas. Wtedy wyremontujemy małą, architektonicznie nieciekawą willę i powstanie ekspozycja na stu kilkudziesięciu metrach, nie dla wszystkich dostępna i na dodatek dla ludzi młodszych niezbyt ciekawa.

Czytaj też: Kręte dzieje familii Czartoryskich

Kontrowersje budzi sprawa Bunkra Sztuki. Od 2019 r. łączy pani funkcje dyrektora w obu instytucjach. Czy MOCAK wchłonie Bunkier?
To skomplikowana i trudna historia. Miasto postanowiło ratować Bunkier Sztuki, w którym dramatycznie spadła frekwencja i jakość programu. W pewnym momencie kojarzono to miejsce wyłącznie z popularną kawiarnią. Najpierw w urzędzie zażądano ode mnie zgody, aby mój wicedyrektor został na czas do kolejnego konkursu dyrektorem zastępczym. Zgodziłam się. Niestety, z powodu braku odpowiedniego kandydata konkurs nie został rozstrzygnięty. Wtedy zaproponowano mi zarząd komisaryczny, na co się nie zgodziłam. Kolejnym krokiem było powołanie mnie na dyrektora Bunkra. Byłam już nim dwa razy w latach 2002–10. Miejsce było mi bliskie. Przyglądnęłam się wtedy wnikliwie jakości programu dwóch dyrektorów, którzy przyszli po mnie, i w rozmowie z dziennikarzami mocno tę jakość skrytykowałam. Wydawnictwo praktycznie nie istniało, a Galeria rozrzutnie zatrudniała wielu kuratorów, którzy czasem robili po jednej wystawie rocznie. I wtedy środowisko, łącznie z AICA, zaatakowało mnie za „kalanie gniazda”. To była reakcja porównywalna do zachowań lekarzy z lat 60. – nieważne, że pacjent zmarł, najważniejsze, żeby nikt z naszych za to nie odpowiadał.

Takie podejście środowiska bardzo mnie rozgoryczyło. Zamiast wsparcia – atak. Bunkier Sztuki wymaga totalnej odbudowy jako budynek i jako instytucja. Połączenie go z Mocakiem nie jest mi jednak na rękę, bo będę miała tyle samo pracy, a mniej pieniędzy. Udało się już zdobyć pieniądze na remont, udało się znaleźć świetne miejsce ekspozycyjne na rynku, wydaliśmy cztery monografie retrospektywne artystów krakowskich, a w drukarni jest obszerna publikacja dotycząca sprawy Pyjasa i odnosząca się do pracy Doroty Nieznalskiej. Chwilowo Bunkier działa w zmniejszonym składzie, bo mamy mało miejsca na biura, a cała poprzednia ekipa merytoryczna się zwolniła.

Czytaj też: Nasz ranking najlepszych galerii i muzeów

Przeciwnicy oskarżają panią o autorytarne zapędy i wskazują, że ta swoista dyrektorska unia personalna jest niedemokratyczna.
Im ktoś częściej używa słowa „demokracja”, tym większe mam podejrzenie, że chodzi o coś odwrotnego... Nawet jeśli Rada Miasta połączy w końcu te instytucje, będę się starała, aby Bunkier działał na bazie osobnego programu.

Programy będą w jakiś sposób zsynchronizowane?
Tak – oba będą na odmienne sposoby dotyczyć sztuki współczesnej. Bunkier byłby znacznie mocniej skoncentrowany na sztuce krakowskiej i tematach dotyczących tego miasta.

Sprawa Bunkra stanęła na tym, że główny budynek jest w remoncie, a siedziba tymczasowa znajduje się przy krakowskim rynku – w, nomen omen, Pałacu Potockich.
Galeria ma tam przestrzeń wystawienniczą i część księgarni. Będziemy w tym miejscu przez dwa, trzy lata. Nie wiem, co zrobi miasto w kwestii połączenia MOCAK-u z Bunkrem, to zależy od skali kryzysu i sytuacji finansowej Krakowa. Połączenie daje oszczędność rzędu kilkuset tysięcy złotych rocznie.

Czytaj też: Boom na dzieła sztuki. Zobacz, co Polacy kupowali w pandemii

Siedziba muzeum sztuki współczesnej MOCAKMOCAK/mat. pr.Siedziba muzeum sztuki współczesnej MOCAK

To jaka powinna być sztuka na miarę lat 20. XXI w.?
Nie wolno mówić, jaka powinna być. Należy obserwować, co proponują artyści. Zadaniem muzeum jest pokazanie tego, co w tej propozycji jest najważniejsze – i tym samym najbardziej wartościowe – dla danego czasu, miejsca, dla panujących tam napięć i wynikających z nich problemów.

Czy sztuka musi być elitarna?
W pewnym sensie musi. Ale nie ma większego błędu kulturowego niż mylenie elitarności z wykluczeniem. Elitarna znaczy „wymagająca większego wysiłku”. I w podjęciu tego wysiłku mają właśnie pomagać takie instytucje jak MOCAK – za to nam płacą.

Artyści są w gruncie rzeczy osobami anonimowymi. Statystyczny Polak będzie miał problem z wymienieniem choćby jednego nazwiska współczesnego twórcy sztuki. Czy to nie porażka instytucji kultury po 1989 r.?
Dla mnie zawsze ważniejsze jest, aby odbiorca zapamiętał ideę, a nie nazwisko. Nagłośnieniem nazwisk zajmują się media. Ale te polują wyłącznie na skandale, a boją się sztuki, bo prawie wszystkie gazety zlikwidowały profesjonalne działy krytyki. Kolejnym winowajcą jest szkoła. Zlikwidowano zajęcia o sztuce. Poświęcono je dla lekcji religii, które nie mają wiele wspólnego z przekazywaniem wartości chrześcijańskich, tylko przygotowują umysły do bezkrytycznego aprobowania zaleceń Kościoła.

Czy sztuka nie znalazła się w potrzasku przez to, że z jednej strony jest kojarzona ze skandalami, a z drugiej z wysokimi cenami na aukcjach?
Złe dziennikarstwo goniące za skandalem i podniecające się cenami samej sztuce nie zaszkodzi. Natomiast zniechęci do niej społeczeństwo. Media boją się sztuki i polują na to, co potrafią zrozumieć. Nie dotykają istoty, tylko tego, co jest łatwe do opisania. I na to się rzucają jak hieny. W efekcie pojawia się przekaz, że artysta zrobi wszystko, by dobrze sprzedać swoje prace. Tym samym przestaje być bohaterem romantycznym, walczącym o piękne idee, a staje się cynicznym menedżerem własnej produkcji. Taki przekaz jest dla sztuki trujący i mam o to ogromny żal do wielu mediów.

Czytaj też: Rok zdalnych aukcji

Nie ma pani wrażenia, że muzea przegrywają z domami aukcyjnymi walkę o uwagę widza i mediów?
A pan cały czas o tej przegranej… Jak można wygrywać, kiedy się nie ma żołnierzy? A dla muzeów żołnierzami są krytycy sztuki, dziennikarze zainteresowani wartościami, jakie sztuka przenosi, i potrafiący je ocenić. Bez nich muzea przegrywają, bo „zwykłym” dziennikarzom łatwiej się pisze o milionach niż o ideach.

Nawiązując do pisania, jedna z pani ostatnich książek to „Skuteczność prawicy”.
To nie jest najważniejsza linia mojego pisarstwa. Takie książki piszę, kiedy nie mogę wytrzymać napięcia medialnego czy politycznego i mam potrzebę oddania obywatelskiego głosu. 11 lat temu wydałam „Wypadek polityczny” o katastrofie pod Smoleńskiem, a ostatnio właśnie „Skuteczność prawicy”, książkę opisującą kościelno-narodowe sztandary, pod którymi walczy polska prawica. Jednak najważniejsza linia mojego pisarstwa to filozofia sztuki. Moim głównym wydawnictwem jest Aletheia, gdzie wydałam już pięć książek. Współpracuję od jakiegoś czasu z wydawnictwem BOSZ, któremu chwała za to, że tak skutecznie przekazuje obrazy sztuki. Tu wydałam już kilka pozycji, m.in. ważną dla mnie książkę „150 lata malarstwa polskiego”, ale też albumy Dwurnika i Łempickiej.

Ale na czym polega ta skuteczność prawicy?
To skomplikowana struktura. Najpierw polega na wyczuciu miejsc, w których Polacy czują się słabi i potrzebują dopompować swoje poczucie wartości. Następnie na podsycaniu wrogości do pewnych grup. Stąd się bierze antysemityzm, homofobia czy antyintelektualizm. Podstawowym warunkiem sukcesu prawicy jest umiejętność współpracy z Kościołem, a właściwie skuteczne przekupywanie Kościoła. To wszystko razem pozwala łatwo Polakami manipulować.

Czytaj też: Dlaczego polscy artyści nie staną się sławni?

Dlaczego tej prawicowej skuteczności nie widać w sztukach pięknych?
Artyści to umysły niezależne. Nie poddają się histeriom czy fanatyzmom. Artysta jest dla prawicy niedostępny, bo jest odporny na tego typu manipulacje. W instytucjach sztuki nawet te osoby, które pochodzą z rozdania prawicowego, wykazują sporą niezależność. Pewnie czują końcówkę i zabezpieczają honor. W wielu miejscach widać, że naród budzi się z prawicowego zamroczenia.

Maria Anna Potocka – ur. w 1950 r. polska krytyk sztuki i kurator. Dyrektorka otwartego w 2011 r. krakowskiego muzeum sztuki współczesnej MOCAK. Od 2019 r. kieruje również galerią Bunkier Sztuki. Autorka książek: m.in. „150 lat malarstwa polskiego” oraz „Malarstwo. Rzeźba. Złote media sztuki”.

Czytaj też: Na malarstwo patriotyczne idą miliony

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną