Rafał Brzozowski zaprezentował się w drugim półfinale Eurowizji w Rotterdamie w czwartek. Obydwa półfinałowe koncerty (poprzedni odbył się we wtorek) wyłoniły po dziesiątce finalistów konkursu, którzy ostatecznie zmierzą się w sobotę 22 maja. A to wszystko po dwóch latach od poprzedniej edycji Eurowizji, przesuniętej tak jak inne duże imprezy ze względu na pandemię.
Do finału awansowały dziś wieczorem: Albania, Serbia, Bułgaria, Mołdawia, Portugalia, Islandia, San Marino, Szwajcaria, Grecja oraz Finlandia. We wtorek 18 maja wygrały zaś: Litwa, Rosja, Szwecja, Cypr, Norwegia, Belgia, Izrael, Azerbejdżan, Ukraina i Malta. W komplecie reprezentanci tych krajów spotkają się w finale, a dołączy do nich tzw. Wielka Piątka, czyli eurowizyjni pewniacy: Francja, Hiszpania, Niemcy, Wielka Brytania i Włochy (pierwsze cztery finansowały Europejską Unię Nadawców, Włosi dołączyli z czasem ze względu na wysokie składki). Do tego Holandia jako gospodarz tegorocznej edycji.
Rafał Brzozowski poza konkursem
Polska propozycja – piosenka „Ride” – najwyraźniej nie przypadła do gustu eurowizyjnej publiczności. Dla Brzozowskiego napisali ją Szwedzi: Joakim Övrenius, Thomas Karlsson, Clara Rubensson i Johan Mauritzson, specjaliści od konkursowych przebojów. Od których raczej się w Eurowizji odchodzi, stawiając częściej na lokalny koloryt i rozmaicie rozumianą oryginalność. Udziwnianie też nie zawsze procentuje – w drugim półfinale odpadła dyskotekowa Dania albo nieco kosmicznie wystylizowana Łotwa (tancerki w zielonych kostiumach miały na sobie przyłbice).
„Ride” Polaka spodobał się za to ekspertom z Agencji Kreacji Rozrywki i Oprawy, którzy przyznali utworowi najwyższą notę w kraju i wysłali Brzozowskiego do Niderlandów. Tym razem to zatem nie polscy widzowie wskazali swojego reprezentanta. Przypomnijmy: w zeszłorocznych preselekcjach do Eurowizji wygrała Alicja Szemplińska. Teoretycznie mogłaby wystąpić także w tym roku, choć z nową piosenką. Agencja Kreacji Rozrywki i Oprawy zdecydowała jednak inaczej, co budzi emocje też dlatego, że nazwiska eksperckiego grona utajniono.
Porażkę wróżył Brzozowskiemu na swoim blogu szef działu kultura „Polityki” Bartek Chaciński: „Szanse Polski są zwykle niewielkie, bo mamy (zakładam na chwilę maskę trenera Gmocha i chwytam za mazak) słabą wartość Współczynnika Lubianego Sąsiada. Nazwę tę zastrzegam niniejszym i definiuję jako to coś, co sprawia, że głosują na Was w Europie bezpośredni sąsiedzi, czyli prawdopodobnie jedyni, których naprawdę obchodzicie”. Nie pomógł też polski wizerunek w świecie (przede wszystkim kraju homofobicznego), a i sam przebój niespecjalnie się broni. Pisze Chaciński: Brzozowski to „szansonista sympatyczny, tylko nieco już przebrzmiały w rodzinnym kraju. Za to zasłużony dla TVP (...). Nie tacy polscy zawodnicy nie wychodzili z półfinału, który zaczyna być dla nas równie trudny do sforsowania co eliminacje do Ligi Mistrzów dla polskich klubów”.
Rafał Brzozowski, na Eurowizji występujący po prostu jako Rafał, w TVP prowadzi programy „Koło Fortuny” i „Jaka to melodia”, w innych pojawia się gościnnie, bierze też zwykle udział w imprezach okazjonalnie szykowanych przez stację (jak sylwester, festiwal w Opolu czy koncert kolęd). Nic więc dziwnego, że w 2020 r. otrzymał Telekamerę w kategorii osobowość telewizyjna. Jacek Kurski, który chętnie publikuje na Twitterze statystyki oglądalności, tym razem nie ma się czym pochwalić.
Eurowizja w pandemii
Tegoroczna Eurowizja odbywa się po przerwie związanej z koronawirusem, ale przy zachowaniu zasad reżimu sanitarnego. To zarazem pierwsza tak duża i tak międzynarodowa impreza muzyczna organizowana w czasach pandemii, dlatego jest bacznie śledzona przez branżę eventową. Dyrektor wykonawczy Eurowizji Martin Österdahl tłumaczył dla BBC, że konkurs odbyłby się niezależnie od okoliczności: „Show na pełną skalę został wykluczony na początku roku, ale kolejne odwołanie Eurowizji w ogóle nie wchodziło w grę”. W czasie czwartkowego koncertu dodał, że „jak widać, wszyscy jesteśmy w niezłej kondycji”.
Co prawda sam konkurs przebiega inaczej niż zwykle, a wszyscy uczestnicy są co 48 godzin badani na obecność koronawirusa. Z tego względu Polak i Islandczyk, którzy otrzymali pozytywny wynik, zostali czasowo odizolowani (nocowali w tym samym hotelu). Wszystkich obowiązują restrykcje: maseczki i dystans społeczny. Artyści mieli prawo przygotować nagrania zapasowe, gdyby w ostatniej chwili zostali skierowani na kwarantannę. Na scenie też mogli wybrać: śpiew chóru odtworzyć albo zdecydować się z nim wystąpić. O tym, że śpiew sprzyja rozprzestrzenianiu się wirusa (podobnie jak dmuchanie w trąbkę!), już w „Polityce” pisaliśmy.
Każdy uczestnik przymierzany do Eurowizji rok temu musiał napisać od zera nową piosenkę. Ale i każdy kraj miał prawo wystawić innego wykonawcę, na co zdecydowało się 26 spośród 39 państw uczestniczących w konkursie. W tym Polska.
Czytaj też: Krótki przepis na eurowizyjny przebój