Kultura

Bity ze starej płyty

Orkiestra Debicha odkrywana na nowo

Henryk Debich Henryk Debich Aleksander Jałosiński / Forum
Choć orkiestra Henryka Debicha nie gra już od 30 lat, jej muzyka znów budzi emocje i zainteresowanie – tym razem młodszych pokoleń, które niekoniecznie pamiętają sopockie festiwale.
Dziś w muzyce rozrywkowej rzadko kiedy korzysta się z usług orkiestr. Dlatego coraz większą popularnością cieszą się nagrania zespołu Debicha, które przez pół wieku ani trochę się nie zestarzały. Dziś w muzyce rozrywkowej rzadko kiedy korzysta się z usług orkiestr. Dlatego coraz większą popularnością cieszą się nagrania zespołu Debicha, które przez pół wieku ani trochę się nie zestarzały.

„Ich zajęcia rozpoczynały się o dziesiątej przed południem, a kończyły o dwunastej w nocy” – relacjonował Andrzej Makowiecki w tygodniku „Odgłosy” IX Międzynarodowy Festiwal Piosenki w Sopocie (1969). – „Sypali się konferansjerzy, potykali piosenkarze, tracili głowę macherzy od nagłośnienia (...) – a orkiestra grała od początku do końca bez najmniejszych uchybień”. Zresztą nie tylko autor tej relacji był tak rozemocjonowany po koncertach Orkiestry Polskiego Radia i Telewizji w Łodzi z Henrykiem Debichem. Działający niemal dwie dekady zespół był u szczytu popularności. Konkurować z nim mogła tylko warszawska orkiestra założona zaraz po wojnie przez Stefana Rachonia – te w Katowicach i Poznaniu, Jerzego Miliana i Zbigniewa Górnego, powstały dopiero w połowie lat 70. Ale to właśnie łódzki zespół odwiedzał wszystkie najważniejsze festiwale i był u szczytu sławy.

W tym roku mija zaś 100 lat od urodzin i 20 lat od śmierci Henryka Debicha. Radio Łódź, bez którego orkiestry by nie było, świętuje z kolei swoje 90-lecie. A polscy wydawcy przywracają światu nagrania zespołu, które dotąd oficjalnie nie ujrzały światła dziennego.

Orkiestra gra na akord

Pokoleniom, które pamiętają program „Dobry wieczór, tu Łódź” albo wspomniane sopockie festiwale, przedstawiać go nie trzeba. Swój zespół prowadził niemal 40 lat – dłużej niż Herbert von Karajan słynnych Filharmoników Berlińskich. Pierwsze kroki stawiał jeszcze przed wojną, być może zainspirowany ojcem, dyrygentem, który pojawiał się m.in. na imprezach u Ignacego Mościckiego.

Urodził się w Pabianicach; swoją karierę zaczynał w latach 20. w lokalnych zespołach, a na drodze profesjonalizacji stanęła mu wojna. Zesłano go do obozu w Dachau.

Polityka 20.2021 (3312) z dnia 11.05.2021; Kultura; s. 84
Oryginalny tytuł tekstu: "Bity ze starej płyty"
Reklama