Ani męskie, ani białe. Przed nami ciekawe, przełomowe rozdanie
Oscary: rozdanie przełomowe
Już sam termin gali – 25 kwietna – jest wyjątkowy. Dwumiesięczny poślizg to efekt trwającego od wiosny ubiegłego roku kryzysu. Na skutek lockdownu wiele premier przesunięto lub odwołano. W Europie i w Ameryce większość kin pozostaje zamknięta do dziś. Akademia Filmowa zmieniła więc regulamin, wydłużając czas zgłoszeń do końca lutego. Zezwoliła też, by o nagrody mogły się ubiegać filmy pokazywane wyłącznie online, pod warunkiem że miały zaplanowaną dystrybucję w kinach w 2020 r. Skutek jest taki, że rosnące w siłę serwisy internetowe zgarnęły rekordową liczbę nominacji, sam Netflix tylko 35 (historyczny rekord należy do wytwórni United Artists z 45 nominacjami zdobytymi w 1940 r.). Ale – tak przynajmniej obstawiają analitycy rynku medialnego – utrata dominującej pozycji przez wielkie studia filmowe może nie być krótkotrwałą, jednosezonową osobliwością.
Ciekawe jest też to, że chociaż większość nominowanych tytułów można wyszukać bez problemu na platformach streamingowych (patrz ramka), dla masowego odbiorcy pozostają nieznane. Z sondażu Guts+Data, przeprowadzonego dla „Variety”, wynika np., że tylko jedna czwarta respondentów kojarzy mały, niezależny, brytyjski dramat „Sound of Metal” (6 nominacji) i tylko 18 proc. badanych obejrzało czarno-białego „Manka” (10 nominacji). Netflix, który wyprodukował i rozpowszechnia film Davida Finchera, sprostował te dane, chwaląc się, że w tygodniu zaraz po ogłoszeniu nominacji odnotował 700-proc. wzrost zainteresowania obrazem o kulisach powstawania „Obywatela Kane’a”. Skoczyła również oglądalność innych wyróżnionych produkcji, takich jak „Proces siódemki z Chicago” (o 96 proc.) czy „Cząstki kobiety” (140 proc.). Jednak z punktu widzenia sieci telewizyjnej ABC, transmitującej oscarowy show, i tak rodzi to spore obawy o frekwencję.