Kultura

Polska z LEGO i fake murale. Co ich autor miał na myśli?

Pomnik smoleński Pomnik smoleński Arch. pryw.
Utrwalam sytuacje bulwersujące i ośmieszające, które przetransformowane na język zabawki zawieszają swoją ważność, skłaniają do wzruszenia ramionami – mówi Mariusz Waras, jeden z najważniejszych polskich twórców street artu.

JAKUB KNERA: Prezydent jeżdżący na nartach pomiędzy łóżkami z chorymi na covid-19, Krystyna Pawłowicz, która próbuje wydostać się z płonącego hotelu, Robert Bąkiewicz z narodowcami, którzy bronią Kościoła Św. Krzyża przed Strajkiem Kobiet, albo instalacja „Zatrute źródło” Jerzego Kaliny z papieżem. Wszystko z klocków LEGO – jak wpadłeś na pomysł, żeby stworzyć takie prace?
MARIUSZ WARAS: A skąd wiesz, że to prezydent albo postacie, które wymieniłeś? Nigdzie ich nie podpisałem.

Te sytuacje szybko stały się tak ikoniczne, że trudno pomylić je z czymś innym. Absurd, który jest obecny w polityce, podnosisz do kwadratu.
Korzystam ze zlepków semantycznych, jakie tworzą się na zasadzie metakomentarza do wydarzeń na przecięciu polityki i skandalu. Panuje opinia, że polskie społeczeństwo nie rozlicza swoich polityków w procesie wyborczym, puszcza w niepamięć obietnice, a nawet jawne pogwałcenie prawa i zasad społecznych. Jednak na poziomie błyskawicznego, ironicznego komentarza, często celnie odsłaniającego proste i brzydkie mechanizmy, wytwarzana jest olbrzymia ilość treści.

Czytaj też: Andrzej Duda, prezydent bezobjawowy

Która szybko rozprzestrzenia się w sieci.
Funkcjonuje w różnych przestrzeniach jako skandowane hasła, graffiti, szablony, satyryczne obrazki i memy. Odnoszą się często bardziej do faktów medialnych niż obiektywnych, same zaczynają nie tyle istnieć jako komentarz rzeczywistości, ile zyskują autonomię, przedostają się na prawach skrótu do wyobrażeń zbiorowych. Przyjmują rangę wyrazu postaw, przekonań, stereotypów. Rozdźwięk pomiędzy deklarowanym przez polityków systemem wartości i obrazem świata, narzucanym przez oficjalny dyskurs, a doświadczaną rzeczywistością buduje niewyczerpany potencjał komiczny. Dobrze utrafiony komentarz, wypowiedź – w moim wypadku przy użyciu języka sztuki – potrafi, przy odrobinie szczęścia, zakotwiczyć się na dłużej i zaistnieć jako element dyskursu.

Czytaj też: Humorem w pandemię

Krystyna Pawłowicz ucieka z płonącego hoteluArch. pryw.Krystyna Pawłowicz ucieka z płonącego hotelu
Narodowcy bronią kościołamat. pr.Narodowcy bronią kościoła

Bawiłeś się LEGO w dzieciństwie i postanowiłeś do tego wrócić?
Wykorzystałem rendery klocków, bo są mi bliskie, lubię się nimi bawić, miałem to tworzywo pod ręką. Obserwuję społeczności dorosłych zapaleńców LEGO, wymyślne konstrukcje i wielogodzinne streamingi, próby odwzorowania świata w systemie pasujących do siebie klocków. Bliskie jest to początkom mojej pracy twórczej, kiedy kreowałem obrazy z powtarzalnych modułów, zestawianych ze sobą szablonów odpowiadających elementom miejskim.

Sytuacje, które zaprojektowałem, to efekt poszukiwania tego, co można robić w lockdownie. Wszystko jest pozamykane, nie można wyjeżdżać, więc pomysły realizuję w programie na komputerze. Buduję je wirtualnie, te zestawy nie istnieją, ale LEGO funkcjonują w kulturze od dawna – jest w końcu mnóstwo klocków czy ludzików, które przedstawiają rzeczywiste sytuacje. To z natury jest śmieszne, zabawkowe i ironiczne. W założeniu systemu trudno pokazać coś ciężkiego i poważnego. Firma unika skojarzeń z przemocą i bronią. Są „Gwiezdne wojny”, piraci, ale to wszystko ma być miłą zabawą, w świecie odwracalnych konsekwencji, ciągłej możliwości zmiany i przebudowy. W cyklu renderowych obiektów LEGO utrwalam sytuacje bulwersujące i ośmieszające, które przetransformowane na język zabawki zawieszają swoją ważność, pogłębiają dystans, skłaniają do wzruszenia ramionami.

Trudno jednak zapomnieć o „Obozie koncentracyjnym” Zbigniewa Libery.
Każdą zabawką można próbować opowiadać o traumie, sztuka eksploruje różne formy i przestrzenie przekazu, często korzystając z języków naiwnych. Zwłaszcza w sztuce krytycznej ważna jest umiejętność zmiany perspektywy, poszukiwania narzędzi, które mogą pomóc pogłębić percepcję zjawisk, zrozumieć je w nowym ujęciu.

Praca Zbigniewa Libery ma ponad 20 lat, a jednak w Polsce przywoływana jest w kontekście LEGO niemalże jednym tchem. Świadczy to oczywiście o jej wadze i potencjale oddziaływania na wyobraźnię mimo upływu czasu, z drugiej strony spłaszcza odbiór poprzez sprowadzenie do skojarzenia z prostym dysonansem między trywialnością medium a ciężarem tematu.

Nie wyważam otwartych drzwi, to oczywiste, że poza oficjalnym nurtem, poza systemem propagandy, edukacji, odgórnie wpajanych wartości, istnieje żywa, wieloraka i zmienna kultura, i że w postmodernistycznej rzeczywistości dopuszcza się różne głosy na zasadzie współważności. Kategorie zdają się rozmywać – zwłaszcza te, którym trudno przymierzać się do zmieniającej definicje rzeczywistości.

Centrum Kutna po renowacjiArch. pryw.Centrum Kutna po renowacji
Rzeźba Jana Pawła II autorstwa Jerzego Kalinymat. pr.Rzeźba Jana Pawła II autorstwa Jerzego Kaliny
Andrzej Duda na nartachArch. pryw.Andrzej Duda na nartach

Ośmieszające są też „Mobilki”, prace-zabawki, które prezentowałeś w ubiegłym roku w BWA we Wrocławiu i GGM w Gdańsku. Kiwający się „Prałat”, pomnik księdza Jankowskiego, urna wyborcza, z której wyskakuje postać o konturach Stanisława Piotrowicza, „Pierwszy narciarz RP”, którego możesz pociągnąć za sznurek, albo „Środkowy palec Lichockiej”, który pokazuje się, gdy zakręcisz korbką. To sposób radzenia sobie z absurdalną rzeczywistością serwowaną przez rządzących?
To mobilne memy, które odnoszą się do różnych sytuacji. Komentarze tworzę na bieżąco, funkcjonują w danym momencie i starzeją się szybko – jak mem. Wszystko dzieje się w tak ekspresowym tempie, że trzeba by je zmieniać albo dodawać nowe elementy. Jak news, który dzień później przestaje być świeży. Chociaż np. figura prałata w swoim wahadłowym ruchu oddaje rzeczywiste obalanie i stawianie obrosłego w skandaliczne znaczenia pomnika, opowiada nie tyle o konkretnym zdarzeniu, ile o widocznym prądzie i zmianie myślenia społecznego.

Pomnik Henryka JankowskiegoArch. pryw.Pomnik Henryka Jankowskiego

Do tego dochodzą fake murale, które wrzucałeś do sieci w czasie pandemii – projekty podobnie wirtualne co LEGO, zrealizowane jedynie w programie graficznym, m.in. z ówczesnym ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim albo Jarosławem Kaczyńskim. Wielu się na to nabrało i myślało, że namalowałeś je naprawdę na ścianach.
Gdy robisz projekty, najpierw przygotowujesz wizualizacje na faktycznym budynku – postanowiłem to wykorzystać. Łączyło się to z moją obserwacją sposobu funkcjonowania dokumentacji obrazu w internecie: umowności istnienia oryginału, wtórnej anonimowości, podatności informacji cyfrowej na manipulacje graficzne i znaczeniowe. W szerszej refleksji projekt fake murali odnosi się również do problemu fake newsów, do sprawdzalności rzeczywistości znanej z cyfrowego przekazu.

Ludzie nabrali się mimo moich podpisów, że realizacje nie istnieją – byli tacy, którzy szli sprawdzić, czy te murale są realizowane, wracali i pisali, że ich nie ma. Wybierałem budynki, o których wiedziałem, że są miejskie i nikt do nich się nie przyczepi. W ten sposób działanie zyskiwało na wiarygodności, bo często w takich budynkach ludzie nie interesują się tym, co jest na zewnątrz. To samograj – projekty trafiają do sieci i szybko się rozprzestrzeniają.

Czytaj też: Palec Lichockiej. Tego się nie da „odzobaczyć”

Skoro ośmieszały rząd, trudno się temu dziwić.
Zawsze staram się trzymać poziom, żeby nie były chamskie – to grzeczne memy. Gdyby to był tylko obrazek, nie zadziałałoby. Przedstawienie na ścianie potęguje ich moc – jest wielkie, od razu budzi zainteresowanie. Ludzie myślą: kto to zrobił, gdzie to jest i kto na to pozwolił?

Mural nawiązujący do wyborów prezydenckich 2020Arch. pryw.Mural nawiązujący do wyborów prezydenckich 2020
Mural z byłym ministrem zdrowia Łukaszem SzumowskimArch. pryw.Mural z byłym ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim
Jarosław KaczyńskiArch. pryw.Jarosław Kaczyński

Czy te prace są takim samym komentarzem do bieżącej sytuacji jak działania w przestrzeni miasta? Od kilkunastu lat zajmujesz się street artem i na całym świecie tworzysz wielkoformatowe realizacje.
Sieć jest dominująca i silniejsza. Kiedyś street art malowano na pustostanach i nikt do nich nie zaglądał. W momencie, kiedy robisz zdjęcie, każdy może to zobaczyć. Niedostępne dla wielu – stają się dostępne dla wszystkich. Internet i media społecznościowe podnoszą zasięg wypowiedzi – to, co w latach 70. czy 80. było szablonem anonimowo eksponowanym na ulicy albo w drugim obiegu, teraz jest memem. Taki sam dowcipny i ironiczny komentarz.

Czytaj też: Literalizm. Dosłowność niszczy sztukę

Zdjęcie twojej pracy z Kaczyńskim w stroju Nerona, którą kiedyś namalowałeś w Gdańsku, było wykorzystane do ilustracji artykułu w „New York Timesie” komentującego dyktatorskie zapędy na świecie. Pandemia pokazała, że murale stworzone w programie graficznym w przestrzeni miasta działają na wyobraźnię, nawet jeśli realnie nie istnieją. Ale nie porzuciłeś tych tworzonych w mieście zupełnie. Na terenach postoczniowych na resztkach statku namalowałeś prawdziwy mural z Czarnkiem, Kaczyńskim, a podczas strajków w Białorusi – z Łukaszenką.
To ciekawie pokazało symboliczność tego ostatniego muralu – przychodzili Białorusini, traktowali go jako swego rodzaju pomnik, składali kwiaty i robili sobie zdjęcia, ukazało się to też w magazynach na Wschodzie, więc praca znów miała drugie życie w sieci.

Ale kiedy widzisz to jako realny obrazek w przestrzeni miasta, działa mocniej. Lubię farbę, pędzel i gdy coś jest napisane na ścianie. Bezpośredni kontakt przypadkowego przechodnia jest ciekawszy. Może mieć mniejszy zasięg, ale zupełnie inne oddziaływanie z zaskoczenia niż plik podawany w sieci.

Aleksandr ŁukaszenkaArch. pryw.Aleksandr Łukaszenka

Pandemia przyblokowała realizacje streetartowe?
Duże realizacje na pewno, ale street art ciężko zatrzymać – w końcu jeśli ktoś chce to robić, może po prostu wyjść na ulicę i malować na ścianie, stąd zresztą się to wszystko wzięło. Generalnie maluje się mniej, ale to nie ma nic wspólnego z pandemią.

A z czym?
Nie ma festiwali, imprez i jammów graffiti. Wykorzystanie murali się wyczerpało, bo się przejadły, wydrenowane przez instytucje. Teraz dominują realizacje finansowane z programów państwowych, ale bliższe aktualnej polityce historycznej. W 2020 r. Ministerstwo Obrony Narodowej ogłosiło konkurs na „Historyczny Mural – 1920. Polskie zwycięstwo dla wolności Europy”.

Rząd z nich korzysta, bo to dobry nośnik propagandowy?
Są łatwe w produkcji, na pewno tańsze niż remont ściany. Poza tym historia propagandy pokazuje, jak dobrze były do niej wykorzystywane ściany. To było popularne w PRL, a teraz na Białorusi czy Rosji – na ścianach widzimy malunki pilotów, czołgistów czy narodowych poetów. Muralesy idealnie nadają się do propagowania walki o niepodległość, bohaterstwa, wojny czy narodu wybranego.

Tobie nikt nie proponował muralu patriotycznego?
To nie mój klimat – masz narzucony temat, jeszcze bardziej niż w projektach komercyjnych. Właśnie dlatego wiele z tych murali jest zrobionych dość nieudolnie, a poza tym są umieszczane w niewłaściwych miejscach – propagowanie patriotyzmu na budce z prądem czy przy śmietniku jeszcze bardziej wypacza jego sens.

Minusem jest też ich pomnikowy charakter – raz zrobionych nikt nie ruszy. A istotą street artu jest wzajemne zamalowywanie czy malowanie na nowo, jeśli odpadnie kawałek ściany. Tymczasem, jeśli mural patriotyczny pojawi się w przestrzeni miasta, musi być do końca. Zawsze będą zwolennicy, którzy nie patrzą na niego z perspektywy estetycznej, architektonicznej, plastyka miejskiego czy uchwały krajobrazowej, tylko żołnierza albo postaci, która musi być i za nic nie może zniknąć.

Nikt nie ingeruje?
Zdarzają się wyjątki – na muralu we Wrocławiu, który jako hołd żołnierzom wyklętym stworzyli kibice Śląska Wrocław, ktoś domalował tęczę świecącą z oczu wilków. Ale ogólnie coraz mniej ludzi maluje murale o zabarwieniu politycznym czy zaangażowanym i na tym polu nie ma wojny – ostatnio przeniosła się na zupełnie inny poziom. Okazało się, że ulica, która jest naturalnym miejscem dla każdej z tych grup, to za mało i trzeba zrobić kampanię za kilka milionów na billboardach.

Miłość Nie wyklucza i Grupa Stonewall przygotowały mural z napisem „Kochajcie mnie mamo i tato” – odpowiedź na bombardujące miasta i wsie antyrozwodowe billboardy „Kochajcie się mamo i tato”.
Tyle że te antyrozwodowe billboardy nie działają – jest ich za dużo i efekt jest odwrotny. Temat przestaje być ważny, a liczy się ilość. Jeśli coś jest napisane farbą na murze, czujesz, że to prawda. A jeśli jest powielone setki tysięcy razy, zastanawiasz się, ile to musiało kosztować, kto za tym stoi i za to zapłacił. Ci ludzie pokazują swoim i obcym: patrzcie, jacy jesteśmy silni, nasz głos jest wszędzie. Tylko czy jeśli ktoś rzeczywiście jest silny, musi tyle razy to powtarzać?

Wszystko jest pozamykane, mamy pandemię, ludzie chorują, a oni wychodzą daleko poza przyzwoitość, jeśli chodzi o finanse. Gdy billboardów jest kilka – OK, ale w momencie, kiedy cały kraj jest nimi zasiany, zapala się żarówka pod względem ekonomicznym.

To też odpowiedź na działanie na ulicy – Strajk Kobiet, który zasłynął z przygotowanych przez protestujące dziewczyny kapitalnych haseł, które szybko rozprzestrzeniły się w sieci.
Są też napisy na murach – teksty, hasła, znaki. Ktoś zrobi zdjęcie i potem znów noszą się w sieci. Protesty kobiet przywróciły narrację lat 70. i 80. Hasła zaangażowane społecznie i politycznie zniknęły dawno temu, a nagle doszło do eksplozji inteligentnych tekstów wymyślanych przez zwykłe obywatelki. To pokazało siłę i moc działań oddolnych – powielane billboardy jej nie mają. Znów wygrywa ulica.

***

Mariusz Waras (ur. 1978 r.) – od blisko 20 lat jeden z najważniejszych twórców światowego street artu. Autor projektu m-city, współtwórca artystycznego Kolektywu Pogoda. Prowadzi Pracownię Obrazu i Street Artu na Wydziale Malarstwa i Nowych Mediów w Akademii Sztuki w Szczecinie. Jest kuratorem wystaw i wydarzeń artystycznych. Właśnie ukazała się książka „Wojna i pokój. Konflikt społeczno-polityczny a sztuka ulicy”, której jest współautorem.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną