PIOTR SARZYŃSKI: – Jak w języku romskim mówi się „dzień dobry”?
MAŁGORZATA MIRGA-TAS: – Latcho diwes.
A zatem: latcho diwes. Skoro tak zaczynamy, to pozostańmy przez chwilę przy etnografii. Należy pani do grupy Bergitka Roma, czyli tzw. Romów Karpackich. Na ziemiach polskich już od XV w. Od innych grup różni was to, że od XVIII w. prowadzicie osiadły tryb życia. Co jeszcze?
Na przykład to, że nie posiadamy własnego króla i nie podlegamy pod króla liczniejszej od nas grupy Polska Roma. U nas na osiedlu nie mamy nawet własnego wójta, ludzie sami o sobie decydują.
A kto rozstrzyga spory?
Jeśli są spory, a zdarzają się rzadko, to ludzie starają się jakoś dogadać między sobą. A poza tym jako obywatele polscy podlegamy prawu polskiemu. Życie społeczności regulują tradycyjne zasady, których staramy się przestrzegać.
Coś jeszcze was różni?
Chyba większe niż w innych grupach romskich pole wolności kobiet. Swobodniej się ubierają, zakładają nawet spodnie, mają większy wpływ na różne życiowe sprawy. Powiedziałabym nawet, że u mnie w rodzinie to nie mężczyźni, lecz raczej kobiety rządziły. Zawsze były bardzo silne, czego dowodem może być fakt, że wiele z nich, wbrew tradycji, wyszło za mąż nie za Romów. Ja zresztą też. Nie wywierano na nas presji w kwestii pochodzenia partnera.
To przejdźmy do sztuki. Jak to się zaczęło?
W dzieciństwie. Wokół domu zawsze było sporo tzw. pustaków. I ja w nich nieustannie coś dłubałam. Mama żartowała, że zniszczę wszystkie materiały budowlane. Ale to było całkowicie nieświadome, bo nawet nie wiedziałam, że istnieją jakieś szkoły, w których można uczyć się rysowania czy rzeźbienia.