MIROSŁAW PĘCZAK: – Zostaliście w powszechnej opinii komentatorów przypisani do tradycji punkowej. Ale Buri mówił w jednym z wywiadów: „Dzięki temu, że to tylko bas i wokal, to ludzi odrzucamy i fascynujemy zarazem, działamy trochę jak efekt obcości w teatrze Brechta, a z drugiej strony wciągamy, zaciekawiamy”. Jak byście to teraz skomentowali?
BURI: – Kilka dni temu spotkaliśmy znajomego. Zadał pytanie, które dosyć często pada ze strony zaprzyjaźnionego środowiska punkowego: „A nie myśleliście o zmianie formuły?”. Kiedy ktoś pyta o zmianę formuły, ma na myśli ten nasz bas i wokal jako podstawowe narzędzie sceniczne. Tymczasem to nie my tę formułę wymyśliliśmy, to ona zastała nas. Alex pisała teksty, wyrażała się scenicznie, ja grałem na basie. Z biegiem lat, koncertów zaczęliśmy tę formę dopracowywać, bas bardziej podążał za Alex, Alex za basem. I nie były to pojedyncze utwory, ale bardziej rozbudowane formy narracyjne, jak choćby w „Zemście na wroga” – wtedy zrozumieliśmy, że w ten sposób najlepiej się komunikujemy. Bo to, co masz do powiedzenia, powinno zawsze znaleźć adekwatną formę. Albo forma powinna być adekwatna do tego, co masz zamiar powiedzieć. Często też w naszych materiałach nawiązujemy do takiej sytuacji, kiedy pięknie zaaranżowane piosenki poruszają tematy zupełnie nieadekwatne i to, co jest do przekazania, zostaje wchłonięte przez system, narzucone konteksty… Jeśli my jesteśmy na tyle konsekwentni, że mimo wielu możliwości nadal jesteśmy tylko basem i głosem, tekstem, to z jednej strony zaczynamy przyzwyczajać ludzi do tego, jacy jesteśmy, a z drugiej – szokujemy jeszcze bardziej.
ALEX: – A poza tym wchodzi w grę wątek logistyczny: niewiele potrzebujemy, żeby zagrać koncert gdziekolwiek.