JANUSZ WRÓBLEWSKI: – Mam wrażenie, że chciał pan swoim filmem powiedzieć coś bardzo istotnego o wykluczeniu i tych Polakach, którym odebrano poczucie sensu, a nawet prawo do istnienia.
JAKUB PIĄTEK: – Dopytałbym, o którą Polskę panu chodzi? Bo różne strony konfliktu tak o sobie myślą i myślały, próbując dobić się do głosu. W dniu, gdy kręciliśmy sceny interwencji antyterrorystów w budynku telewizji, gdzie zdesperowany bohater przetrzymuje zakładników, na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie policja brutalnie rozpędzała tłumy protestujące przeciwko aresztowaniu Margot. Razem ze współscenarzystą Łukaszem Czapskim i producentem Kubą Razowskim my też nieraz siedzieliśmy na asfalcie. Robiąc research materiałów archiwalnych do naszego filmu, trafiliśmy na demonstrację z maja 1999 r. Jedna grupa krzyczy „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”, a druga „Konstytucja!”. Nagle okazuje się, że nic się nie zmieniło. Jakbyśmy przez 20 lat kręcili się w kółko.
Zmieniają się dekoracje, rosną kolejne stracone pokolenia młodych. A pan opowiada o buntowniku sprzed dwóch dekad, desperacko próbującym walczyć o to, by w ogóle zostać usłyszanym.
Nie myśleliśmy o Sebastianie w kategoriach symbolicznych, jak o bohaterze naszych czasów sprzeciwiającym się systemowi, kredytom do śmierci, wychowaniu, rodzicom itd. Ale na pewno ta postać rezonuje ze mną i wieloma osobami z zespołu, odczuwającymi potrzebę buntu. Bartosz Bielenia, który go gra, jest jakby jednoosobowym chórem wyrażającym frustrację wielu.
Uprawia pan zaangażowane kino polityczne, dziś znów jest ono w cenie. Wielu twórców woli się jednak nie narażać. W panu nie ma takiego lęku?
O współczesności najlepiej się mówi poprzez kostium historyczny.