Na pewno szczególnym momentem w dziejach naszej recepcji Norwida był ten, w którym jego poezja spotkała się z popkulturą, co – jak wiadomo – było zasługą Czesława Niemena. Na wydanej pół wieku temu płycie „Niemen Enigmatic” artysta zamieścił mianowicie suitę z tekstem Norwidowego wiersza „Bema pamięci żałobny rapsod”. Utwór zajął całą stronę A longplaya – 16 i pół minuty. Dziś to nie do pomyślenia (z racji owej długości), ale wtedy grały to wszystkie kanały Polskiego Radia, powstał telewizyjny klip, no i rozgorzała narodowa debata, czy to dobrze, że kontrowersyjny piosenkarz „naśladujący Murzynów” (tak właśnie pisały gazety) wziął się za kanoniczne dzieło literackie. Mimo dąsów konserwatywnych komentatorów pieśń Niemena/Norwida trafiła na szkolne lekcje polskiego i była w tym charakterze wykorzystywana przez długie lata, dzięki czemu popularność Norwida w młodym pokoleniu o kilka długości wyprzedziła choćby Krasińskiego, o czym wcześniej nie pomyślałby żaden badacz polskiego romantyzmu.
Niecały rok po wydaniu albumu Niemena, w 150. rocznicę urodzin poety, ruszyła 11-tomowa edycja „Pism wszystkich” Norwida (ostatni ukazał się w 1976 r.) w opracowaniu czołowego norwidologa tamtych czasów Juliusza W. Gomulickiego. Przygotowanie tego pomnikowego zbioru zajęło kilka lat, a patronował mu półoficjalnie członek Biura Politycznego KC PZPR Zenon Kliszko – w hierarchii władzy druga osoba po Gomułce. Kliszko był wielbicielem Norwida (wśród działaczy partyjnych mawiało się, że „Norwid to człowiek Kliszki”) i na pewno miał wpływ na to, że w latach 1959–70 łączny nakład dzieł Norwida był pięciokrotnie wyższy niż w okresie 1945–56. W związku z obchodami tysiąclecia państwa polskiego Kliszko wyszedł nawet z pomysłem, by jednym z ich ostatnich akordów było sprowadzenie do Polski prochów poety.