Gdy w 2018 r. żegnał się, po 12 latach, ze stanowiskiem kierownika artystycznego Teatru im. Mickiewicza w Częstochowie, wybrał formę koncertu „(nie)pożegnalnego”. Zatytułowany „MACHALista przebojów”, był potem zresztą grany kilkakrotnie. „Chciałbym, żeby był to przyjemny wieczór, bez nadęcia, wypełniony piosenkami, które noszę w sobie” – mówił. I tak właściwie można by przedstawić jego samego.
W programie były wtedy jego ulubione piosenki – ballady z tekstami Bułata Okudżawy, Georges′a Brassensa, Edwarda Stachury, a przede wszystkim jego przyjaciół: Jana Wołka, Wojciecha Młynarskiego, Agnieszki Osieckiej i Jonasza Kofty. Śpiewał je wcześniej wielokrotnie, nagrywał na płytach. Śpiewano-melorecytowane recitale, pełne melancholii, życiowej mądrości zdobytej na błędach, w ostatnich latach były jego główną formą aktywności scenicznej. I utrwaliły obraz Piotra Machalicy jako ciepłego faceta po przejściach, z zachrypniętym głosem, na który sobie zapracował.
U boku Jandy, u Kieślowskiego
Ale wcześniej było 25 lat spędzone w warszawskim Teatrze Powszechnym, który w 1981 r., gdy Machalica świeżo po warszawskiej PWST do niego wkraczał, działał pod dyrekcją legendarnego Zygmunta Hübnera (którego imię dziś nosi). Powszechny nazywany był, nie bez słuszności, sceną aktorską, a czasem też teatrem gwiazdorskim, bo grali tam najwięksi i największe, z Zapasiewiczem, Jandą, Szczepkowską i Gajosem, by wymienić tylko kilka nazwisk. Machalica był jednym z nich. W pamięci zachowały się m.in. jego duety z Krystyną Jandą w „Dwoje na huśtawce” w reż. Andrzeja Wajdy i „Kotce na rozpalonym blaszanym dachu” w reż. Andrzeja Rozhina.
W ostatnich latach pozostał wierny teatralnym partnerom sprzed lat – Krystynie Jandzie i Eugeniuszowi Korinowi. Poza Częstochową najczęściej występował w ich teatrach: Teatrze Polonia i Och-Teatrze oraz w Teatrze 6. Piętro. Często w sztukach lekkich, ale zdarzała się też dramaturgia psychologiczna w wydaniu amerykańskim (O′Neil i Albee) czy Czechow.
W telewizji zadebiutował, jeszcze będąc w szkole, w serialu „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy”. Popularność przyniosły mu role w „Krótkim filmie o miłości” i „Dekalogu IX” Krzysztofa Kieślowskiego, w „Zabij mnie glino” i „Sztuce kochania” Jacka Bromskiego, w „Bohaterze roku” Feliksa Falka, w „Saunie” Filipa Bajona i występy u Marka Koterskiego – w „Dniu świra” i „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”.
Aktorskie pokolenie Machaliców
„W filmie pojawiam się dość rzadko. Ostatnią rzeczywiście dużą rolę zrobiłem jakieś 20 lat temu, był to »Kameleon«. Dzwonią do mnie z agencji aktorskiej z propozycjami, a ja czasem je przyjmuję, a czasem nie. Nie są to duże role. Ale nie ubolewam nad tym, widocznie jest taki czas. Z drugiej strony – sporo pracuję. W 2018 r. zagrałem dla publiczności na żywo ponad 150 razy, były to spektakle i koncerty w całym kraju, podliczyła to moja managerka” – mówił rok temu w „Polsce. Głosie Wielkopolski” z okazji poznańskiego koncertu promującego płytę „Mój ulubiony Młynarski”.
Wspominał wtedy trzy lata wspólnych występów aktorskiego klanu Machaliców. Do 2003 r., do śmierci ojca Henryka Machalicy, grali wspólnie z bratem Aleksandrem (i Haliną Skoczyńską) w poznańskim Teatrze Nowym „Cenę” Arthura Millera w reż. Eugeniusza Korina. Kilka lat temu do klanu dołączył Adam, syn Aleksandra Machalicy, absolwent Akademii Teatralnej w Warszawie (dawna PWST). Reprezentant trzeciego pokolenia aktorskiego Machaliców debiutował w częstochowskim teatrze rolą Horacego w muzycznym spektaklu w reż. André Hübnera-Ochodlo.
Czytaj też: Polska scena teatralna lubi gwiazdy