„Teatralny Netflix” – tak media ochrzciły otwartą w październiku platformę VOD (od ang. video on demand – wideo na życzenie) Teatru Powszechnego w Warszawie. „Netflix dla teatrów i muzeów” – rzuciła z kolei Joanna Rożen-Wojciechowska, dyrektorka Centrum Kultury Filmowej im. Andrzeja Wajdy, zapowiadając budowę ze środków stołecznego ratusza portalu VOD, na którym dostępne będą dzieła warszawskiej kultury w wersji online. To porównania na wpół żartobliwe. Teatry, opery, małe kina i festiwale nie wezmą udziału w wojnach gigantów treści online – Netflixa, Disneya, Apple i Amazona – o czas, uwagę i portfele konsumentów kultury. Nie oznacza to jednak, że zupełnie odpuszczają sobie walkę o widza pandemicznie zamkniętego w domu. I wielu zauważyło, że mimo obiektywnych trudności w oczekiwaniu na bardzo potrzebną rządową pomoc, m.in. z Funduszu Wsparcia Kultury, można w tych ciężkich czasach nie tylko przegrywać, ale też odnosić sukcesy.
– Gotowych rozwiązań nie ma. Dynamika zmian jest nieprawdopodobna – dzieli się wrażeniami Marcin Pieńkowski, dyrektor artystyczny festiwalu Nowe Horyzonty, którego tegoroczna edycja, połączona z American Film Festival, odbyła się w całości online na zbudowanej własnymi siłami platformie wideo. Frekwencja okazała się porównywalna z ubiegłoroczną (sprzedano wtedy ok. 115 tys. biletów). Programowo również można mówić o względnym sukcesie. Mimo braku zgody hollywoodzkich producentów na udostępnienie filmów w sieci udało się zrealizować 90 proc. planów repertuarowych Nowych Horyzontów oraz 70 proc. w przypadku AFF. – Każdy wyselekcjonowany przez nas film był negocjowany indywidualnie. W zależności od elastyczności właścicieli praw autorskich, dystrybutorów i europejskich agentów sprzedaży na wirtualnych pokazach obowiązywał limit: maksymalnie od 500 do 2 tys.