Myślałem, że jesteśmy fajniejsi
Juliusz Machulski: Myślałem, że jesteśmy fajniejsi
MARTYNA BUNDA: – Dużo państwo ostatnio spacerowali?
JULIUSZ MACHULSKI: – Jeśli pyta pani o spacery w tym drugim, nowszym znaczeniu, skorzystam z okazji, żeby wyrazić podziw i solidarność ze wszystkimi, którzy ostatnio protestowali przeciwko rządowi. Kobiety, które zaangażowały się w te protesty, są jedyną siłą, która może coś sensownego z Polską zrobić. Zresztą pod bardzo dobrym hasłem.
Nie razi pana wulgaryzm?
Rozumiem, że obudzili się pisowscy puryści, ci Piotro-Pawłowicze, którzy dotąd nie uznawali politycznej poprawności. Gdyby na transparentach były postulaty: „Prosimy uprzejmie ustąpić i podać się do dymisji”, toby to obśmiali albo nie zrozumieli. Przestraszyli się, że ktoś zaczął mówić do nich ich językiem?! Coś się takiego stało, że wzniosłe słowa o miłości, człowieku poczętym czy niepoczętym brzmią dziś dla mnie plugawo, a „wypierdalać” okazuje się pięknym słowem o pozytywnych konotacjach. Kiedy młoda kobieta grająca na ukulele śpiewa protest song, to te tzw. wulgarne słowa są w jej ustach jak kwiaty, a kiedy Duda czy Morawiecki mówią żarliwie i pompatycznie o narodzie czy patriotyzmie, to mam wrażenie, że puszczają ustami bąki. Ale ma pani rację, te marsze wzbudziły iskierkę nadziei, że coś się zmieni.
Demokratycznie?
Nie jestem bezkrytycznym zwolennikiem demokratycznej opozycji – PiS wygrało dzięki ich arogancji i brakowi wyobraźni – ale przynajmniej poruszają się w ramach jakichś cywilizowanych konwencji. A już od dwóch kadencji jesteśmy daleko poza konwencją, w ciągłym poczuciu zażenowania.
Co pana żenuje?
Mam, jako reżyser, odruch oceniania ludzi na podstawie cech psychofizycznych, bo na tym polega dobry casting, i powiem szczerze, że żadnego z budowniczych „dobrej zmiany” nie obsadziłbym w roli kompetentnego, uczciwego polityka.