Pisarka, którą chcieli anulować
Flannery O’Connor: spór o portrecistkę amerykańskiego Południa
Na wielu zdjęciach Flannery O’Connor stoi o kulach przed swoim domem w Georgii, a wokół drepczą pawie, które hodowała. Kule dlatego, że chorowała na toczeń, prowadzący do zwyrodnienia stawów. Zmarła na tę chorobę młodo, w wieku 39 lat, w 1964 r. Pisała od 1946 r., odkąd znalazła się na uniwersytecie w Iowa. Jej profesor wspominał, że nic nie rozumiał z tego, co mówiła, taki silny był jej południowy akcent. Za to od razu docenił język jej prozy.
Choroba bardzo utrudniała jej pisanie. Pozostała więc po O’Connor niewielka objętościowo twórczość. Wszystkie opowiadania, jakie napisała, zmieściły się w jednym tomie, który w Polsce ukazał się w 2019 r., „Ocalisz życie, może swoje własne” (w przekładach Marii Skibniewskiej i Michała Kłobukowskiego). Co opowiadanie, to majstersztyk. Trafnie pisała o nich Elizabeth Bishop: „są klarowne, nieubłagane i żywe, pełne krótkich opisów, zdań i przebłysków intuicji, zawierających więcej prawdziwej poezji niż dziesięć tomików wierszy”. A tej jesieni jedną z najgłośniejszych i najchętniej cytowanych książek stał się w Polsce wydany właśnie zbiór pism przygodnych Flannery O’Connor „Misterium i maniery”.
O’Connor jest martwa
Flannery O’Connor weszła do kanonu literatury amerykańskiej jako mistrzyni krótkich form, pisarka katolicka i portrecistka amerykańskiego Południa. Ale w te wakacje przez Stany przetoczyła się fala oskarżeń wobec pisarki o rasizm, która zaowocowała tym, że w Loyola University Maryland zdjęto z jednego z budynków upamiętniającą ją tablicę. Rektor tłumaczył, że nazwisko zostało usunięte, bo nie odzwierciedla „jezuickich wartości Loyoli”. Ale jak to możliwe – zastanawiało się wielu ludzi – że pobożna katoliczka została tak łatwo usunięta przez swój Kościół?