Kultura

Butelki z benzyną w formacie JPG, czyli sztuka protestu

Wybrane prace Jarka Kubickiego Wybrane prace Jarka Kubickiego Jarek Kubicki / Arch. pryw.
Od kilkunastu lat chodzę na demonstracje dopominające się o prawa kobiet czy mniejszości. Grzecznie już było – mówi grafik Jarek Kubicki, twórca plakatów, które stały się wizualnymi symbolami obecnego protestu.

JAKUB KNERA: Ellen Ripley z „Obcego”, Sarah Connor z „Terminatora”, Panna Młoda z „Kill Billa” i Lara Croft z „Tomb Raider” w miejsce Gary′ego Coopera, kowboja z ikonicznego plakatu „W samo południe” Tomasza Sarneckiego, symbol wyborów 4 czerwca 1989 r. A zamiast hasła „Solidarność” – „wypierdalać”. To wszystko na pracach twojego autorstwa, które zdominowały internet w pierwszych dniach protestów z powodu antyaborcyjnego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Skąd ten pomysł?
JAREK KUBICKI: Drugiego dnia protestu na grupie „Dziewuchy dziewuchom” znalazłem logo „Solidarności” przerobione na ten wulgaryzm. Spodobało mi się nawiązanie do estetyki, która w Polsce kojarzy się z czasem przełomu, walki o godność i zamieściłem je w swoich mediach społecznościowych. Kilka godzin później pomyślałem, żeby pociągnąć ten wątek, i przypomniałem sobie o plakacie z Cooperem.

Postanowiłeś go „odświeżyć” – w sposób kontrowersyjny dla wielu osób, które oburzyły się, że kobiety mogą być tak wulgarne.
No tak, bo jak tak nieśmiałe, miłe i grzeczne osoby jak kobiety mogą tak mówić? Otóż mogą! To bzdurny i szkodliwy mit, który należy obalić – kobiety są silne, potrafią być agresywne, kiedy muszą walczyć o swoje prawa. Postanowiłem nawiązać do takich ikon popkultury, które powszechnie kojarzymy, żeby nie było wątpliwości, o jakim kontekście i o jakim obrazie kobiet mówimy. Stąd wybór najbardziej znanych tzw. badass – mocnych i silnych postaci z popkultury.

Czytaj też: Twórca plakatu „Konstytucja” o sztuce protestu

Plakat z księżniczką LeiląJarek Kubicki/Arch. pryw.Plakat z księżniczką Leilą

Napis „Solidarność” na plakacie z 1989 r. miał wydźwięk pozytywny i zagrzewający do walki. Wulgaryzm jest agresywny, ale sądząc po protestach, ma bardzo dużą moc solidaryzowania.
To hasło, które jednoczy wiele osób, podobnie jak hasło „Solidarności” z lat 80. Grzecznie już było, i to przez bardzo wiele lat – sam od kilkunastu lat chodzę na różne demonstracje dopominające się o prawa kobiet czy mniejszości. Widziałem, jak to zwykle wyglądało, jak emocje były tonowane zarówno przez organizatorów, jak i demonstrujących, a na marszach KOD wszyscy uważaliśmy, żeby nie deptać trawników, stanąć na czerwonym świetle, a iść dopiero na zielonym. Nie dało to zupełnie nic – to, co dla nas było wyrazem kultury, przez innych było odbierane jako oznaka słabości. Podobnie było w trakcie Czarnego Protestu w 2016 r. – wszelkie próby skandowania podobnych agresywnych haseł były tłumione. Teraz miarka się przebrała – sprawy zaszły za daleko, żeby ktokolwiek miał jakiekolwiek złudzenia co do tego, co się dzieje, i mówił o tym grzecznym językiem.

Czytaj też: Nauczka z błędów KOD

Tym bardziej że na protestach pojawia się też wiele nastolatek czy dwudziestolatek, osób z młodszych pokoleń.
Kiedy chodziłem na demonstracje KOD, czułem się najmłodszy, teraz czuję się jak ojciec większości protestujących. Młode pokolenie widzi, co dzieje się wokół, i temu niedowierza. To nie jest jedyna rzeczywistość, w której dorastają – mają TikToka, widzą, jak życie wygląda wszędzie indziej, wszystko mają na wyciągnięcie ręki. Nasze pokolenie straciło czujność, bo zmiany, takie jak sukcesywne zawłaszczanie przestrzeni publicznej przez Kościół, dokonywały się małymi krokami i na przestrzeni długiego czasu. Kiedy najmłodsze pokolenia zdobywają świadomość społeczną, wejście w tę rzeczywistość musi być dla nich ciężkim szokiem, który wywołuje bunt.

Wyrok Trybunału dotyczy przede wszystkim kobiet, ale też mężczyzn, bo zagrożone są kobiety, które kocham: moja córka i moja dziewczyna. To wyzwala pierwotne emocje – jakbym był świadkiem napaści na ulicy na bliską mi osobę. To nie jest moment, w którym zastanawiam się, czy najpierw się przedstawić, a potem ewentualnie negocjować z napastnikiem, bo takie rzeczy można było robić wcześniej. To czas działania, wysłania jasnego komunikatu.

Zarówno twoje prace stworzone w ostatnich dniach, jak i „Twarze kwarantanny” z marca, w których znane malarskie portrety wyciąłeś z ram i umieściłeś w ramach domowych okien – bohaterów obrazów Whistlera, Rembrandta czy Wyspiańskiego – polegają na łączeniu różnych elementów kultury. Te najnowsze docierają często do osób, które nie mają tożsamościowego obciążenia „Solidarności”, ale moim zdaniem są bardzo wymowne nawet dla tych, którzy nie kojarzą plakatu z Cooperem.
Nie jestem w stanie ocenić ich bez kontekstu, bo dojrzewałem w okresie przełomu transformacyjnego, a poza tym interesuję się historią tego okresu. Wydaje mi się jednak, że sam znak „Solidarności” jest tak mocno wryty w polską świadomość jak znak Polski Walczącej. Nie musiałeś żyć w tamtym okresie, żeby go znać, po prostu z nim dorastasz, ucząc się historii czy oglądając telewizję.

To, co robisz, to remiksy? Jak to nazwać?
Nie czuję się wielkim twórcą, to nie sztuka przez duże S. Jestem didżejem, który zestawia elementy popkultury, żeby uzyskać jakiś efekt. Dokładnie tak samo było w przypadku moich pandemicznych serii, które stworzyłem wiosną. Robię to zresztą od dziesięciu lat – prowadziłem projekty „Dlaczego nie napalm?”, w których zestawiałem Monty Pythona z cytatami dotyczącymi teorii spiskowych o katastrofie smoleńskiej, czy „Freikorps Polen”, w których łączyłem zdjęcia z akcji nazistowskich z cytatami na temat uchodźców z forów internetowych. To podobne zabiegi – zestawiam różne światy, które pierwotnie nie miały żadnego związku, a nagle pojawia się ich nowe znaczenie. Ja po prostu wrzucam to do jednego kotła i mieszam.

Czytaj też: Sztuka na billboardach

W postmodernistycznym świecie uchwycenie jednego hasła w nowym kontekście zyskuje nowy wydźwięk. Czasem negatywny, co widać po wypowiedziach polityków, ale czasem zupełnie inny, jak policjanci na obrazach w serii „32. dzień kwarantanny”, których, „polujących” na osoby nieprzestrzegające wytycznych epidemiologicznych, wstawiłeś wśród bohaterów obrazów Gierymskiego, Muncha czy Hoppera.
Zestawiam puzzle i buduję historie na bazie elementów, które wszyscy znamy. Odbiorca nie musi mieć nie wiadomo jak dużego kapitału kulturowego, żeby zrozumieć ich wydźwięk. Kluczowe, żeby były czytelne – wtedy stworzysz sobie w głowie obraz sytuacji, o który mi chodzi. Moim zdaniem im bliżej kultura jest ludzi, tym lepiej działa.

Czytaj też: Sztuka wiodąca tłum na barykady

Edward Hooper, Nocne marki („32. dzień kwarantanny”)Jarek Kubicki/Arch. pryw.Edward Hooper, Nocne marki („32. dzień kwarantanny”)
Aleksander Gierymski, W altanie („32. dzień kwarantanny”)Jarek Kubicki/Arch. pryw.Aleksander Gierymski, W altanie („32. dzień kwarantanny”)

Cykle z okresów kwarantanny zainspirowało odosobnienie w domu i pandemiczny stan niepewności? O ile „Twarze kwarantanny” są melancholijne i ponure, o tyle „32. dzień kwarantanny” jest już lekko komiczny.
Opisywałem swoje emocje, które okazały się wspólne dla wielu osób. Na początku lockdownu stanęliśmy w obliczu sytuacji, której kompletnie nie znamy, bardzo się boimy i zostaliśmy w niej sami. To, co zazwyczaj kończyło się zawiązaniem większych relacji z ludźmi, pozbawiło nas tego – zostaliśmy sami w oknach ze strachem, lękiem i poczuciem osamotnienia. Ale ludzka natura wygrała – musieliśmy wyjść, żeby chociaż zaczerpnąć powietrza, i zderzyliśmy się z absurdalnym działaniem aparatu władzy, który zobrazował się w postaci policjantów wystawiających mandaty. Pojawił się we mnie bunt, wkurzenie, niezgoda i chęć wyśmiania tego – to był mój rodzaj walki z tym, co się dzieje.

Pojawiają się wątpliwości: co z prawami do prac, które przerabiasz?
Zdaję sobie sprawę, że mogę mieć przez to problemy. Z drugiej strony – w tej chwili codziennie wychodzę na ulice i spędzam kilka godzin na protestach. Wiem, że przez 48 godzin mogę nie wrócić do domu, mam ze sobą jedzenie, picie, mleko na wypadek użycia gazu łzawiącego i numer do prawnika napisany na ręce. Moje prace to butelki z benzyną w formacie JPG.

O ile plakaty w latach 80. i 90. funkcjonowały w przestrzeni miasta, o tyle teraz to, co robisz, ma moc oddziaływania przede wszystkim w sieci. Ale zyskuje też nowe życie – powstały słuchowiska, które rozwinęły historie z cyklu „32. dzień kwarantanny”.
Patrząc na to, co robię, od strony konstrukcji i zamysłu, można powiedzieć, że to memy. Codziennie masa osób na świecie robi je, używając kadrów z filmów, zdjęć, lepiąc różne elementy popkultury w celu osiągnięcia odpowiedniego efektu. Robię dokładnie to samo i to się przyjęło – to szalenie miłe, kiedy ludzie chodzą z tymi plakatami na mieście. Siadam i tworzę coś pod wpływem emocji, a rano dostaję mnóstwo wiadomości i komunikatów. Działają.

Czytaj też: Kto wymyśla memy, czyli co ma wspólnego Andrzej Duda z kotem

Jesteś fotografem, skończyłeś gdańską Akademię Sztuk Pięknych. W twojej twórczości punktem wyjścia jest zdjęcie, które uzupełniasz malarstwem lub grafiką komputerową. Miksujesz rzeczywistość z surrealizmem?
Od zawsze jestem fanem surrealizmu. Pamiętam, jak w pierwszej klasie liceum byłem na wystawie prac Zdzisława Beksińskiego i zachwyciłem się jego twórczością. Wtedy zacząłem bawić się tą techniką – brałem fotografie wykonane jeszcze tradycyjną techniką, po których malowałem. Komputer ten proces ułatwił, przyspieszył i sprawił, że jest to bardziej precyzyjne.

Różnica jest taka, że twoje dotychczasowe prace, mocno Beksińskim inspirowane, były tajemnicze i mroczne. Te stworzone w tym roku wywołują inne emocje: podtrzymują na duchu albo zagrzewają do walki. To wpływ pandemii?
Rok 2020 obfitował w takie działania, bo to jest wyjątkowy rok, ale z chęcią wracam to tych mroczniejszych, melancholijnych i romantycznych tematów. Jest mi to bliskie i potrzebuję tego dla zdrowia psychicznego. Przeskoczenie w inną stylistykę to efekt mojej pracy w reklamie, którą zajmuję się od ponad 20 lat. Nauczyło mnie to myślenia w kategoriach komunikatywności języka i tego, jak dostosować go do sytuacji, tematu, tego, co chce się powiedzieć, i osób, do których ma dotrzeć. Wielka sztuka może być pozbawiona kontekstu odbiorcy, tutaj on jest najważniejszy – projekt musi być dostosowany do tego, jak to zobaczy i odczyta.

Czytaj też: Artystyczne eksperymenty Zdzisława Beksińskiego

Aleksander Gierymski, Pomarańczarka („Twarze kwarantanny”)Jarek Kubicki/Arch. pryw.Aleksander Gierymski, Pomarańczarka („Twarze kwarantanny”)

I jakie emocje to w nim wywoła. Wierzysz, że sztuka, zwłaszcza w okresie pandemii i niepewności, która nam towarzyszy, powinna podtrzymywać na duchu?
Powinna to robić zwłaszcza w takim momencie. Na początku pandemii współprowadziłem fanpage „Apokalipsa według Beksińskiego” – kronikę lockdownu, opisującą go w formie memów bazujących na obrazach Beksińskiego. Traktowałem to jako zabawne zestawienie, ale w ludziach było widać potrzebę czegoś, co opowie o ich emocjach językiem nowym, a jednocześnie zrozumiałym. Żeby poczuli, że nie są w nich osamotnieni. Emocje przeżywane zbiorowo sztuka powinna ubierać w formę, z którą ludzie mogą się identyfikować. Zagospodarowywać je: czasem tonując, a czasem wzburzając.

***

Jarek Kubicki (ur. 1976 r.) – grafik, malarz, fotograf i dyrektor kreatywny. Laureat wielu prestiżowych nagród w dziedzinach designu i reklamy za projekty takie jak m.in. Beksinski.pl i Rumours About Angels. Na swoim koncie ma projekty stron internetowych, współpracę z wieloma firmami, wzory przemysłowe, okładki książek i albumów muzycznych. Brał udział w wystawach zbiorowych i indywidualnych w Polsce, Niemczech, Belgii, Węgrzech, Wielkiej Brytanii i Rumunii.

Czytaj też: 10 największych artystycznych mistyfikacji

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną