„Mało ich” – zauważa z satysfakcją Stanisława Tabaczyńska, patrząc przed siebie na zbliżających się pod transparentami z hasłami antysemickimi i nacjonalistycznymi członków ruchu ONR-Falanga, ze wzorowanym na Bolesławie Piaseckim Bronisławem Żwirskim na czele. Sama stoi w pierwszym rzędzie demonstracji socjalistów z PPS, pomiędzy kolegami z gangu: żydowskim bokserem Jakubem Szapiro i samym bossem Janem „Kumem” Kaplicą, który bez problemu łączy lewicową wrażliwość z wymuszaniem haraczy i mordowaniem niepokornych czy niewypłacalnych. Teraz, zadowolony, rzuca spod wąsa: „A jak! Naszych więcej”. A potem w ruch idą pałki, brzytwy i pistolety, po obu stronach padają trupy. Aż wjeżdża policja konna II Rzeczpospolitej, rozgania i aresztuje walczących z obu stron.
To jedna z pierwszych scen ośmioodcinkowej adaptacji bestsellerowego „Króla” Szczepana Twardocha. Powieści wydanej cztery lata temu, która doczekała się już kontynuacji („Królestwo”) i wystawień (w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Polskim w Warszawie i w reż. Eweliny Marciniak w Thalia Theater w Hamburgu). Daje poczuć, o jaką stawkę toczy się serialowa walka. Tym bardziej że chwilę wcześniej cały serial otworzył wygłaszany w jidysz monolog rabina do swoich uczniów, o symbolice kaszalota, który u Twardocha jest metaforą nadciągającej zagłady.
Akcja dzieje się w Warszawie dwa lata przed wybuchem drugiej wojny światowej. „Dlaczego 1937 r.? Między innymi dlatego, że to był pierwszy rok, kiedy na uczelniach wprowadzono numerus clausus i zaczęło obowiązywać getto ławkowe” – tłumaczył po premierze książki Szczepan Twardoch w „Dzienniku Gazecie Prawnej”. „To był pierwszy moment, kiedy Polska wielkimi krokami zaczęła iść w tę samą stronę, co hitlerowskie Niemcy.