To miał być jeden z filmów, które dadzą kinom odrobinę nadziei na przetrwanie do końca roku. „Co w duszy gra” – animacja o jazzowym muzyku, którego dusza przypadkowo odłącza się od ciała i szuka sposobu, by wrócić na Ziemię – jak każdy tytuł ze studia Pixar zapowiadała się na wielki hit. Recenzje po niedawnej premierze na Londyńskim Festiwalu Filmowym były entuzjastyczne. „Hołd złożony żywotności jazzu, Nowemu Jorkowi i światu niematerialnemu” – pisał krytyk „Hollywood Reporter”, dodając, że film zachwyca animacją, scenariuszem i najlepszą w historii Pixara ścieżką dźwiękową. Reżyser Pete Docter, laureat dwóch Oscarów – za „Odlot” i „W głowie się nie mieści” – może się spodziewać kolejnej w karierze nominacji.
Nic dziwnego, że na listopadową premierę czekali nie tylko widzowie, lecz także kiniarze, którzy po kolejnych zmianach w repertuarze (na przyszły rok przesunięte zostały m.in. nowy Bond, „Czarna Wdowa” oraz „Diuna”) widzieli w „Co w duszy gra” ostatnią szansę na przyciągnięcie w tym sezonie widzów do kin. Ale kilka dni temu wytwórnia Disneya (do której należy studio Pixar) ogłosiła, że film nie trafi na wielkie ekrany, a zamiast tego pojawi się w święta Bożego Narodzenia w serwisie streamingowym Disney+.
Kiniarze zrzeszeni w International Union of Cinemas nie kryli oburzenia decyzją: „Operatorzy kin poczynili wielkie inwestycje, by zapewnić publiczności jak najbardziej bezpieczną rozrywkę, opierając się na kalendarzu nadchodzących premier. Ale dystrybutorzy zadali im kolejny cios”. Odwołanie dużych jesiennych premier okazało się dla części kin zabójcze. Brytyjska sieć Cineworld – drugi co do wielkości operator kinowy na świecie – zamknęła swoje placówki w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii do czasu, gdy repertuar pozwoli znów przyciągnąć widzów przed ekrany.