Druga połowa sierpnia. Turystka z Gdyni publikuje na Instagramie film z jednej z zakopiańskich dyskotek. Parkiet jest pełen tańczących osób, niezachowujących żadnych środków ostrożności w związku z epidemią. Przy filmie publikuje podpis: „Jaka czerwona strefa?” – skądinąd błędny, bo powiat tatrzański był wtedy strefą żółtą. – W obecnym stanie prawnym dyskoteki nie mogą działać. W ostatnim czasie było sporo kontroli, właśnie ze szczególnym uwzględnieniem niektórych miejsc, w tym dyskotek – mówi POLITYCE Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego. I podaje dane: od 8 sierpnia do 13 września sanepid przeprowadził 801 kontroli w dyskotekach i klubach nocnych. Nałożono po nich 11 mandatów karnych, 30 kar administracyjnych, wydano 985 pouczeń. Mimo to, przechodząc w weekendowe wieczory przez centra większych miast, łatwo zapomnieć, że zgodnie z „ustawą covidową” zakazana jest działalność klubów nocnych i dyskotek. Oficjalnie, chociaż pod tym samym szyldem, działają jako „cocktail bary” albo „bary z muzyką na żywo”, a nie dyskoteki lub kluby muzyczne. W praktyce w środku ludzie często zachowują się dokładnie tak jak wcześniej. Nie widać też większego oburzenia społecznego na takie zachowanie – w końcu nawet prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski dał się złapać, prosząc didżejkę o to, by puściła coś bardziej tanecznego (na wydarzeniu nazwanym „małym spotkaniem zespołu festiwalu i przyjaciół”), a w salach weselnych w całym kraju w soboty tańczone są „kaczuchy” i „węże” w gronie osób dużo bardziej zagrożonych Covid-19 niż te, które bawią się w dyskotekach.
W wielu państwach zakazy organizowania imprez tanecznych są traktowane poważniej. – W Berlinie nie jest tak jak w Warszawie, kluby są naprawdę zamknięte na cztery spusty.