„Śniegu już nigdy nie będzie” to pierwszy film podpisany wspólnie przez jedną z najwybitniejszych polskich reżyserek Małgorzatę Szumowską i jej dotychczasowego operatora i współscenarzystę Michała Englerta. Pracują razem nieprzerwanie od czasów studenckich w łódzkiej Filmówce. W ich nowym filmie – odważnej satyrze na wyższą klasę średnią lub (jak kto woli) czarnej komedii o czyhającej na ludzkość zagładzie – chyba najbardziej zaskakuje konsekwentnie budowana warstwa wizualna odgrywająca istotną dramaturgicznie rolę. Widać świadome nawiązania m.in. do uduchowionego kina Tarkowskiego, wyrafinowania von Triera, minimalizmu Hanekego czy bezkompromisowej, często prowokującej estetyki teatru Warlikowskiego, jak się wydaje, bardzo bliskiej temu filmowi. Stąd prawdopodobnie pomysł uznania odpowiedzialnego za myślenie formą Englerta za pełnoprawnego autora na równi z Szumowską.
Ulegając wizjonersko-filozoficznemu urokowi „Śniegu…” dwa miesiące temu (po zakwalifikowaniu filmu do głównego konkursu w Wenecji), komisja selekcyjna pod przewodnictwem kompozytora Jana A.P. Kaczmarka jednomyślnie ogłosiła film polskim kandydatem do Oscara. Rozpalając nadzieje, że oto trzeci raz z rzędu w kategorii pełnometrażowy film międzynarodowy (dawna nazwa: najlepszy film nieanglojęzyczny) polska kinematografia znajdzie się w elitarnym klubie najlepszych, kontynuując wyjątkową passę w tej dekadzie zapoczątkowaną sukcesami „W ciemności” (nominacja do Oscara za 2011 r.), „Idy” (Oscar za 2014 r.), „Zimnej wojny” (łącznie trzy oscarowe nominacje za 2018 r.) i „Bożego Ciała” (nominacja za 2019 r.). To obraz „spełniony w każdej płaszczyźnie, dojrzały formalnie i technicznie, nasycony treścią, emocjami, pełen wielokulturowych wrażeń, tak bardzo poszukiwanych przez światową widownię” – podano w uzasadnieniu.