ANETA KYZIOŁ: – Aplikowaliście do słynnego ministerialnego programu „Kultura w sieci”?
AGNIESZKA JAKIMIAK: – Nie, a zresztą aplikować nie mogłam, bo jestem studentką studiów doktoranckich. Prosiłam instytucję, z którą miałam podpisaną umowę, o wystąpienie o postojowe dla mnie, ale do tej pory nie dostaliśmy. Tak więc na razie żyję z oszczędności i drobnych zleceń.
PAWEŁ ŁYSAK: – Myśmy jako Teatr Powszechny też nie aplikowali, a to z tego powodu, że ten program dla instytucji może oznaczać straty. Jest coś takiego, co się nazywa prewspółczynnik i służy do obliczania, ile VAT można odzyskać. W przypadku zwiększenia liczby usług darmowych – a dzieło powstałe w ramach konkursu „Kultura w sieci” musi zostać udostępnione bez opłaty – ten współczynnik się zmienia i przez to teatr w najbliższej przyszłości może stracić dużo większe pieniądze, niż zyska. Stowarzyszenia branżowe zwracały na to uwagę Ministerstwu Kultury.
Podczas pandemii większość z nas żyła głównie w internecie, mocno tam też weszły gałęzie sztuki dotąd analogowe. Dużo się mówi o sztuce hybrydowej, łączącej realne z wirtualnym, online. Jak środowisko teatralne przygotowuje się na ewentualność kolejnych fal pandemii i inne kryzysy?
AJ: Ja jestem wielką entuzjastką żywej obecności i żywego kontaktu. Podczas pracy nad „Martwą naturą”, której premiera jest planowana na listopad, podjęliśmy z aktorkami i aktorami próbę spotykania się na Zoomie, ale gdy tylko pojawiła się taka możliwość, zmieniliśmy sieć na parki i działki, a ekrany na wymienianie się żywą ludzką energią, choć w dystansie. Ale doświadczenie pandemii odciśnie się na spektaklu. Chcemy, żeby składał się z modułów, które można wyjąć i pokazać w innej niż sceniczna przestrzeni.