Domino odwołań i zmian terminów imprez festiwalowych zaczęło się jeszcze w marcu i objęło nawet imprezy obecne w krajobrazie kulturalnym od półwiecza, jak brytyjskie Glastonbury czy duńskie Roskilde. W Polsce odwołano dotąd tegoroczne edycje Orange Warsaw Festivalu, płockiego Audioriver i białostockiego Halfway Festivalu, a Tauron Nowa Muzyka przeniesiono na koniec sierpnia. Kostrzyński Pol′and′Rock ogłosił dwa dni temu organizację internetowej domówki w miejsce imprezy na kilkaset tysięcy osób. Podobną ścieżkę obrał – wśród filmowych imprez – Krakowski Festiwal Filmowy. Wiele innych pracuje nad kryzysową formułą.
Wirus wygrał rundę z Open′erem
Dziś odwołanie tegorocznej edycji ogłosił Open’er, największy biletowany festiwal w Polsce, organizowany nieprzerwanie od 2002 r. W 2018 r. zgromadził łącznie ok. 140 tys. uczestników (dane za „Kompleksowym badaniem polskiego rynku muzycznego” na zamówienie MKiDN), a w ubiegłym roku pracowało na imprezie 7800 osób.
Czytaj też: W kryzysie powstają nowe stacje internetowe
W wydanym oświadczeniu Mikołaj Ziółkowski, szef Alter Artu – organizatora imprezy – obiecuje spektakularny powrót za rok. „Tę rundę wygrał wirus, ale spokojnie – nie z takimi problemami ludzkość już sobie radziła” – czytamy (pełny tekst i informacje na stronie opener.pl). Jednocześnie festiwal poinformował o datach następnej (po 24-miesięcznej rozłące z publicznością) edycji, która odbędzie się od 30 czerwca do 3 lipca 2021 r. Karnety na nią trafią do sprzedaży już 1 lipca. Tegoroczne bilety – podobnie jak w wypadku większości odwoływanych imprez – zachowują ważność. W tym przypadku gwarantują również udział w imprezie w najlepszej cenie – nie będzie w przyszłym roku zwyczajowo wprowadzanych do sprzedaży na wczesnym etapie Fantix i Early Bird Tickets.
Czytaj też: Poradnik dla artystek i artystów w czasie pandemii
Polska branża koncertowa radzi sobie sama
To oświadczenie Open’era symbolicznie pieczętuje fakt, że wakacji dla tej tradycyjnej formy rozrywki i spotkania artystycznego uratować się już nie da. W Polsce odpowiedzialność związana z odwoływaniem i zmianą terminu imprez masowych została przerzucona na ich organizatorów. Nie podano – jak w wielu europejskich krajach, które dawno je wyznaczyły – konkretnych granicznych dat, do których wielkie koncerty czy masowe imprezy festiwalowe na pewno nie będą możliwe.
Co więcej, branży koncertowej (także na poziomie klubowym) nie uwzględniono w żadnym z czterech etapów planu „odmrażania” kraju, a wstrzymanie imprez masowych premier uznał na konferencji prasowej za „nienakładające dużych restrykcji na gospodarkę”. Ta część rynku organizuje się więc sama, wprowadzając akcje pomocowe (#BiletWsparcia pomagający przetrwać małym klubom), petycje („Razem tańczymy, razem walczymy” – apel o solidarność środowiskową i wsparcie sfery publicznej, pod którym podpisało się już ponad 17 tys. osób) i pracując nad własnymi propozycjami zabezpieczeń mających umożliwić otwarcie mniejszych sal koncertowych.
Wprawdzie do fali imprez organizowanych online chce się dorzucić minister kultury ze swoim programem dotacyjnym, z punktu widzenia tej branży Polska prezentuje się na razie jako kraj punkowego etosu do it yourself – „zrób to sam”. Być może zresztą marginalizowany sektor kulturalno-rozrywkowy rozpoznał w ten sposób charakter polskich zmagań z pandemią lepiej niż ministerialne konferencje.
Czytaj też: Sztuka przenosi się do sieci