Ten serial może starać się o miano prawdziwie europejskiego. „Kierunek: Noc” inspirowany jest bowiem książką Jacka Dukaja, a na pomysł przeniesienia jej na ekran wpadł Tomasz Bagiński. Showrunnerem produkcji został Amerykanin Jason George („Narcos”, „Vice”), reżyserują zaś Belgowie: Inti Calfat i Dirk Verheye. W obsadzie m.in. Polak (Ksawery Szlenkier jako Jakub), Turek (Mehmet Kurtulus jako Ayez), Włoch (Stefano Cassetti jako Terenzio), wielu Belgów i Belgijek, grających często Marokańczyków czy Rosjan. Serial powstawał głównie w Bułgarii, poza tym w Macedonii i Belgii. Bohaterowie mówią po francusku i angielsku, a w odcinku pilotowym słyszymy aż 10 różnych języków. Oficjalnie zaś to pierwszy belgijski serial oryginalny Netflixa.
Serial z powieści Dukaja
Zaczęło się, jak wspomniałem, od Bagińskiego, producenta wykonawczego serialu. – „Starość Aksolotla” przeczytałem jeszcze przed wydaniem – opowiada. – Jak zwykle przytłoczyła mnie gęstość tej powieści, poziom nasycenia pomysłami. Po to się Jacka czyta, ale też z tego powodu są to książki trudne do zekranizowania. Ekran lubi prostotę.
Pomysł adaptacji przyszedł później: – Na poziomie emocjonalnym najbardziej chwycił mnie początek. Perspektywa apokalipsy, która staje się nagle, w kilkanaście godzin, na oczach kamer. I od której nie ma ucieczki. To coś bardzo mocnego i, wydaje mi się, unikalnego. Napisałem SMS-a do Jacka, że ma w „Aksolotlu” materiał na serial. Odpisał, że gdzie tam, niemożliwe. Powiedziałem, że napiszę dokładniej. Pierwszą wersję pitchu zrobiłem chyba w tydzień i potem Jacek już był na pokładzie. Bagiński równie jasno stawia sprawę wierności oryginałowi: – Umówmy się, że w serialu „Kierunek: Noc” jest niewiele ze „Starości Aksolotla”. Ale po pierwsze, daje to ogromne pole do rozwoju, a po drugie – zdejmuje z twórców ograniczenia.
Czytaj też: Tomasz Bagiński nabiera rozpędu
Jason George przyznaje wprost: – Serial to bardziej prequel do książki. I zapowiada, że z czasem (czyli w kolejnych sezonach) zobaczymy „więcej z książki”.
On sam do projektu trafił zrządzeniem losu. – Pracowałem dla Netflixa przez kilka ostatnich lat przy różnych serialach – opowiada. – Wymagało to ode mnie ciągłego latania. W czasie tych podróży, jak chyba każdy, rozgrywałem w głowie różne scenariusze, jak zachowywaliby się moi współpasażerowie, gdyby coś się wydarzyło. Zwróciłem się więc do Netflixa z propozycją nakręcenia serialu z akcją w samolocie. Odpowiedzieli: „Wiesz, to zabawne, bo Tomek Bagiński dopiero co opowiadał nam o samolocie z pewnej fajnej książki”.
Autorem scenariuszy do wszystkich odcinków pierwszego sezonu jest George. Spędzał długie godziny na rozmowach z Bagińskim i Dukajem, przerzucali się pomysłami, a George to spisywał. Bagiński: – Pomysły Jacka Dukaja były podwójnie tłumaczone [przez Bagińskiego i George′a], żeby stały się bardziej przystępne dla widzów. Dodaje: – Jacek od początku wiedział, jaka to będzie adaptacja. Dukaj to wielki fan seriali, więc rozumie ten proces.
Czytaj też: Epoka postpiśmienna według Dukaja
Na planie jak w kokpicie samolotu
Gdy już było co kręcić, ekipa przeniosła się do Bułgarii. W zlokalizowanych w Sofii studiach Nu Boyana powstaje sporo hollywoodzkich filmów, m.in. z serii „Niezniszczalni”, ale także „Hellboy” czy nowy „Rambo”. Położone są na malowniczych wzgórzach i tylko brak wielkiego napisu – np. „SOFIAWOOD”.
„Kierunek: Noc” zajmuje wielką halę zdjęciową. Na środku stoi tzw. gimbal, czyli – w wielkim uproszczeniu – maszyna do trzęsienia samolotem. Konkretnie zaś kadłubem. Sam kokpit, czyli kabina pilotów, wraz z siedzeniami pierwszej klasy leżały tego dnia obok.
– Samoloty w filmach są zwykle sporo większe niż w rzeczywistości – mówi Jason George, oprowadzając dziennikarzy po kokpicie. – Nasz jest większy tylko o kilka centymetrów. Pożądane są i momenty, gdy ze względu na ograniczoną przestrzeń trudno coś nakręcić – to pobudza kreatywność. Inti Calfat stwierdził, że to jak kręcenie w toalecie. W serialu da się zauważyć wiele takich interesujących ujęć. Czasem ma się wrażenie, że kamera jest samym spoglądającym w tył pasażerem. Inti Calfat i Dirk Verheye w Belgii, gdzie pracują na co dzień, nie mają zwykle okazji kręcić takich produkcji, bo rządzą u nich głównie... „kuchenne dramaty”.
Czytaj też: Geralt był z Rivii, a efekty specjalne... z Warszawy
Kokpit został pieczołowicie odwzorowany, wygląda jak autentyk. Po wielu godzinach spędzonych w fotelach, żartuje George, niektórzy członkowie obsady czują, że mogliby już pilotować prawdziwą maszynę.
Po pracy nad serialem wielu członków obsady zapewne dorobiło się „lataniowstrętu”. Nam, dziennikarzom obserwującym pracę ekipy przez ledwie kawałek dnia, robiło się już niedobrze od patrzenia na ten trzęsący się kokpit. A przecież nawet nie byliśmy w środku, gdy gimbal grzechotał obsadą na prawo i lewo.
Premiera serialu „Kierunek: Noc” 1 maja.
Czytaj też: Co oglądać z dziećmi w kwarantannie?