Jeśli myślisz, że artyści są niepotrzebni, spróbuj spędzić czas kwarantanny bez słuchania muzyki, czytania książek, oglądania filmów, obrazów i gier” – grafika z takim tekstem od kilkunastu dni krąży w mediach społecznościowych. Trudno się dziwić – teraz, kiedy większość czasu spędzamy w domach, popyt na sztukę jest największy. Nie korzystają jednak z niego artystki i artyści. Znaleźli się na tymczasowym bezrobociu, które nie wiadomo jak długo potrwa. Z dnia na dzień odwołano koncerty, spektakle, premiery filmowe – dla wielu to odcięcie od dochodów i głównego, jeśli nie jedynego, źródła utrzymania. Wiele twórczyń i twórców zareagowało błyskawicznie działaniami online w formie streamingu (pisaliśmy o nich w POLITYCE 13), ale po pierwszym miesiącu entuzjazmu przyszły realne pytania: jak okres pandemii przetrwać i gdzie szukać pomocy?
Sytuacja dotyczy w największym stopniu artystów niezależnych, niezwiązanych na stałe z żadną instytucją kultury, zatrudnionych na umowy o dzieło lub umowy-zlecenie z instytucjami kultury, klubami, teatrami czy operami. Przed skasowaniem grafiku występowali na scenie, prowadzili warsztaty i inne działania. Nie mają wypłacanej co miesiąc pensji i świadczeń socjalnych.
Kultura pracy
Ale, jak to artyści, nie siedzą cicho. Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej, które od 11 lat zabiega o konieczne w środowisku kultury zmiany prawne i instytucjonalne, zwróciło uwagę, że osoby pracujące na umowach cywilnoprawnych lub na samozatrudnieniu powinny być traktowane na równi z tymi zatrudnionymi na umowę o pracę. Epidemia nie powinna zatrzymać wypłaty honorariów, przedłużenia umów lub – w przypadku przeniesienia wydarzeń – wypłaty chociażby części należnej kwoty.