Zrobiliśmy się próżni
Rozmowa z Robertem Harrisem o jego nowej książce i apokalipsie 2025 r.
BARTOSZ CZARTORYSKI: – Kiedy rozmawialiśmy poprzednio, Wielka Brytania nadal zmagała się z efektami państwowego referendum w sprawie brexitu, teraz, od niedawna, już oficjalnie nie jest członkiem Unii Europejskiej. Czy to w jakiś sposób zmieniło pański sposób myślenia jako obywatela brytyjskiego i gorącego orędownika opcji pozostania w UE?
ROBERT HARRIS: – Szczerze mówiąc, poczułem niejaką ulgę, że nie muszę już o tym dłużej myśleć. Ludzie mieli okazję wyrazić swoją wolę w wyborach powszechnych i zamanifestować, że jednak nie chcą wychodzić z Unii, ale zadecydowali inaczej. Jeśli o mnie chodzi, to niech i tak będzie. Kraj jest co prawda nadal podzielony, lecz decyzja została podjęta. Mówiąc zupełnie otwarcie, od tamtej pory staram się wyrzucić z głowy myśli na ten temat. Nie ma już chyba sensu się tym martwić.
Nawet teraz brytyjski rząd wybrał inną niż reszta Europy strategię radzenia sobie z kryzysem wywołanym pandemią koronawirusa. Czyli znowu Wielka Brytania wie lepiej?
Ha, już powoli i my ustępujemy. Ale jest to faktycznie zadziwiające podejście do panującej sytuacji, żeby nie powiedzieć: dziwaczne. Lecz nie posunąłbym się do konkluzji, że taktyka ta została obrana dlatego, że wyszliśmy z Unii i chcemy teraz robić wszystko na przekór. Każdy kraj może samodzielnie zdecydować, jak upora się z kryzysem. I my rozpoczęliśmy od błędu. Wszystko zmieniło się dopiero, kiedy do rządu dotarły wnioski z raportu przygotowanego przez Imperial College – wtedy zamknięto szkoły. Wydano zalecenie niewychodzenia z domu, ograniczenia kontaktu z ludźmi. Nic dziwnego, bo naukowcy przewidywali ćwierć miliona ofiar śmiertelnych.
Złożyło się tak, że pańska nowa powieść, „Drugi sen”, to historia postapokaliptyczna, którego to gatunku jeszcze pan nie próbował.