Weinstein, dziś 67-letni, został skazany przez sąd w Nowym Jorku za gwałt w 2013 r. na początkującej wtedy aktorce Jessice Mann i wymuszanie seksu oralnego w 2006 r. na Miriam Haley, asystentce produkcji w The Weinstein Company. Na sucho uszły mu inne zarzuty, które mogły skutkować dożywociem. Obrona zapowiada apelację, ale Weinsteina czeka jeszcze proces przed sądem w Los Angeles, kolejne ofiary zarzucają mu m.in. gwałt i wymuszanie przemocą seksu. Zostanie wpisany na listę przestępców seksualnych. Stracił firmę, żona się z nim rozwiodła, dzieci zaprzestały kontaktów, ma problemy ze zdrowiem.
„Czuję ulgę na myśl, że będzie wiedział, że nie stoi ponad prawem. I że kobiety są bezpieczniejsze, gdy on jest w zamknięciu” – komentowała wyrok Haley. Była jedną z sześciu kobiet, które oskarżały Weinsteina przed nowojorskim sądem. I jedną z dziesiątek, które doświadczyły z jego strony molestowania i nękania od lat 70. XX w. Wybierał aktorki, modelki, asystentki, producentki i współpracownice, młode, ambitne, na początku drogi zawodowej. Miał cały zespół pomocników do ich zwabiania, zastraszania i uciszania, składający się z asystentek, prawników, byłych policjantów i pracowników Mosadu oraz dziennikarzy, którym podrzucał materiały dyskredytujące ofiary, gdy wyraziły zamiar pójścia do sądu. Wszystko się skończyło wraz z artykułami śledczymi opublikowanymi w październiku 2017 r. przez Megan Twohey i Jodi Kantor w „New York Timesie” i Ronana Farrowa w „The New Yorkerze”.
Na Twitterze wdzięczność dla silence breakers – przełamujących ciszę – wyraziły aktorki wpisujące się na listę ofiar producenta, m.in. Rosanna Arquette i Mira Sorvino. Organizacja Time’s Up w wydanym oświadczeniu dziękowała oskarżycielkom z sądu, ale też ponad 100 ofiarom Weinsteina: „Mamy nadzieję, że te kobiety czują dumę, wiedząc, jak wielki miały wpływ na naszą, szeroko pojmowaną kulturę”.