„Chciałbym podziękować wszystkim, którzy z narażeniem życia przyczynili się do powstania tego filmu. Jesteśmy dobrym, spokojnym narodem, który pragnie normalnie żyć” – deklarował producent zwycięskiego filmu, odbierając w imieniu nieobecnego reżysera zasłużoną nagrodę. Głos mu się przy tym łamał, a członkowie ekipy wyraźnie wzruszeni zalewali się łzami. Przewodniczący jury tegorocznego Berlinale Jeremy Irons nazwał „Zło nie istnieje” dziełem olśniewającym, wybitnym, a przy tym bardzo zaskakującym. Dotykający politycznie niewygodnej materii, dojrzały, wyważony film Rasoulofa okazał się jednym z najjaśniejszych punktów programu. To już trzeci irański tytuł, który w ostatniej dekadzie zdobył główną nagrodę po „Taxi – Teheran” Jafara Panahiego (2015 r.) i „Rozstaniu” Asghara Farhadiego (2011 r.).
W Iranie egzekucje często wykonują poborowi, co stanowi ogromne obciążenie dla żołnierzy i ich rodzin. Film Rasoulofa złożony z czterech odrębnych historii analizuje nieoczywiste następstwa odmowy wykonania rozkazu albo wręcz przeciwnie – moralne komplikacje wynikające z podporządkowania się armii. Jest serią okrutnych, kafkowskich przypowieści, koncentrujących się na etyce oraz kwestiach odpowiedzialności. Winę za złamane życie i nieczyste sumienie ponosi opresyjny system, lecz tragedie przeżywają konkretne jednostki i ich bliscy stojący przed niemożliwymi do rozstrzygnięcia wyborami. Uczciwy, robiony w tajemnicy przed rządami ajatollahów obraz nie zmierza w kierunku łatwej, poetyckiej metafory. Stawia pytania bardziej jeszcze niewygodne niż wcześniejsze filmy Rasoulofa, za które od dawna bezkompromisowy 48-letni reżyser, z wykształcenia socjolog, jest w swojej ojczyźnie szykanowany.
Ludzka egzystencja
Na jego dotychczasowy dorobek składa się siedem pełnometrażowych fabuł.