Kanye West jest dziś znany z nagrywania płyt o Bogu i spotkań z Donaldem Trumpem, ale jeszcze kilka lat temu charyzmatyczny raper pokazywał się w mediach społecznościowych z zupełnie innej strony – jako fan pełnometrażowego anime „Akira”. W jednym z postów na Twitterze napisał, że to jego ulubiony film (obok „Poleje się krew”), w innym wyraził oburzenie, że w jakimś internetowym zestawieniu najlepszych japońskich animacji „Akira” została wyprzedzona przez „Spirited Away” Hayao Miyazakiego.
Kto uważnie śledzi twórczość Westa, nie powinien być zdziwiony. Teledysk „Stronger” z 2005 r. to jeden wielki cytat z kultowego anime. To zresztą nie jedyny związek Westa z japońską popkulturą – okładkę jego płyty „Graduation” zaprojektował Takashi Murakami, założyciel ruchu artystycznego Superflat. Nietrudno też zrozumieć, dlaczego Kanye West jest tak zafascynowany „Akirą”. Z pozoru to prosta historia SF, która ze sceny na scenę robi się coraz bardziej tajemnicza i złożona. Oto w 1988 r. gigantyczną eksplozją w Tokio rozpoczyna się trzecia wojna światowa. W 2019 r. w odbudowanym mieście (znanym teraz jako Neo Tokio) grasuje gang młodocianych motocyklistów, którym przewodzi charyzmatyczny Kaneda. W czasie nocnej awantury dochodzi do wypadku z udziałem zakompleksionego Tetsuo i przedziwnego dziecka o twarzy starca. Tetsuo, w którym budzą się parapsychiczne moce, zostaje zabrany przez wojskowy helikopter. Kaneda, próbując go odnaleźć, wplątuje się w polityczną intrygę. Wszystko dzieje się na tle społecznych niepokojów – uliczne zamieszki, brutalnie tłumione przez policję, kontrastują z przygotowaniami do igrzysk olimpijskich (które mają odbyć się w 2020 r. w stolicy Japonii, zupełnie jak w prawdziwym świecie).