Nagi papież
Reż. Paolo Sorrentino o „Nowym papieżu” i pomyśle na kolejny sezon
ANNA TATARSKA: – Czy po serialu „Młody papież” Watykan wpisał już pana na swoją czarną listę?
PAOLO SORRENTINO: – Dla prasy pewnie to rozczarowujące, ale właściwie to nie miałem zbyt wiele reakcji ze strony Watykanu. Najpierw, jak to mają w zwyczaju, przez dłuższy czas nie mówili nic. Zastanawiali się nad komentarzem dotyczącym serialu tak długo, że w pewnym momencie nie byłem już pewien, czy w ogóle będą chcieli go jakoś skomentować. Swoją drogą doceniam Kościół za to, że chciał przemyśleć swoją wypowiedź. W dzisiejszych czasach ludzie na wszystko reagują natychmiast, bez namysłu. Mnie, mimo że jestem spontaniczny, ta praktyka przerasta. Być natychmiast przeciwko czemuś, w kontrze – to zawsze złe. Jak powiedział pewien włoski filozof: Każdy natychmiastowy opór prowadzi do katastrofy (najprawdopodobniej chodzi o Giorgio Agembena, którego teksty studiował Sorrentino – aut.). Myślę, że to głęboko prawdziwe. Żeby wyrazić sprzeciw, trzeba czasu na namysł, rozważenia wszystkich za i przeciw, rozsądku. Kościół to robi.
To bardzo przychylne słowa na temat instytucji, którą jednak dość mocno pan w swoim serialu krytykuje.
Byłem blisko księży w ważnym, formatywnym okresie. Od 15. do 18. roku życia chodziłem do katolickiej szkoły (gdy Sorrentino miał 16 lat, oboje jego rodzice zmarli w wyniku zaczadzenia – red.). Serial próbuje pokazać Kościół we wszystkich odsłonach, tych dobrych i złych. Nie wyśmiewamy tej instytucji. Staramy się patrzeć na księży bez podejrzliwości w chwilach, gdy wszyscy patrzą na nich wyłącznie w ten sposób. I kiedy po roku Kościół wreszcie odniósł się do „Młodego papieża” poprzez zamieszczony na łamach „L’Osservatore Romano” artykuł Juana Manuela de Prady, teologa blisko związanego z papieżem Franciszkiem, chyba to dostrzegli.