Wydaje się zmienny, nieprzewidywalny, nieodpowiedzialny. Ma dzikość w oczach, niebanalną urodę, subtelność miesza się w jego rysach z arogancją, a przy tym emanuje tajemnicą. W kinie świetnie się odnajduje jako niepokorny reprezentant wyedukowanego pokolenia trzydziestolatków. Udowodnił to w „Mowie ptaków”, gdzie ekspresyjnie zagrał młodego polonistę, nożem grożącego klasowym rozrabiakom. Na ekranie jest wrażliwym twardzielem, romantycznym indywidualistą, wiecznie rozbijającym sobie głowę o twarde ramy rzeczywistości. Trochę jak dziecko, które staje się żywiołowe, impulsywne, gubi się i buntuje, gdy ma do czynienia z agresywnym, wrogim światem.
Niedopasowany, skażony słabością buntownik i egoista. Taki był też w „Mieście 44” w roli powstańca Sagana i w „Jezioraku” – thrillerze nakręconym parę lat temu, utrzymanym w duchu skandynawskich mrocznych kryminałów. Jako butny aspirant żółtodziób pomagał rozwikłać zagadkę zaginięcia ukraińskiej prostytutki. Właśnie wtedy, mimo niewielkiej stosunkowo wagi obu tych drugoplanowych ról, został po raz pierwszy dostrzeżony. Otrzymał za nie nagrodę za debiut w Gdyni.
A trzecie „Psy” Władysława Pasikowskiego? Tu Sebastian Fabijański występuje obok Bogusława Lindy i Cezarego Pazury. Jest przyjacielem zamordowanej na posterunku ofiary i nowym kumplem Franza Maurera, wychodzącego po 25 latach na wolność. Ale nie jest to rola równorzędna. Postać zarośniętego projektanta dronów dla żołnierzy wracających z misji, informatyka, a w wolnej chwili hakera, chociaż napisana specjalnie dla niego, została zepchnięta przez reżysera na dalszy plan, rozwija się dopiero w finale. Mężczyzna cierpi na zespół stresu pourazowego, ma zwichrowaną przez wojnę psychikę, jest odgrodzony czterema ścianami od świata, rzeczywistość zastąpił ekranem komputera i skryty za okularami maskuje tłumioną frustrację.