Kultura

Natalia Przybysz: Nie krzywdźmy się, jedząc mięso

Natalia Przybysz, finał Lata z Radiem, Kraków 2019 Natalia Przybysz, finał Lata z Radiem, Kraków 2019 Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Natalia Przybysz o tym, czy weganizm jest polityczny, dlaczego warto pojawiać się w TVP, o Oldze Tokarczuk, Korze i Robercie Lewandowskim.

MATEUSZ WITCZAK: – Wyprodukowanie egzemplarza „Jak malować ogień” pozostawia niewielki ślad węglowy. Winyle powstały z granulatu, czyli ścinków z innych winyli, płyt CD nie barwicie, aluminium zredukowano w nich do minimum, a papierowe opakowania pochodzą z recyklingu.

NATALIA PRZYBYSZ: – Dodatkowo labele, czyli białe karteczki na każdym winylu, są niezadrukowane, ręcznie je opisuję. Mam specjalny szablon i moździerz z rozłupanym węglem, do którego wkładam palec i rysuję na okładce chmurę. A potem podpisuję wszystko cienkopisem. Każdy egzemplarz to jakieś trzy minuty pracy.

Niedawno naukowcy Uniwersytetu w Oslo i Uniwersytetu w Glasgow opublikowali wyniki projektu „The Cost of Music”. Piszą oni o kosztach energetycznych wytłoczenia albumu... ale przede wszystkim zwracają uwagę na banki danych, z których korzystają streamingowi giganci, a które, by działać, potrzebują paliw kopalnych.

Ich serwery są przenoszone coraz bardziej na północ, żeby się lepiej chłodziły. To bardzo nieekologiczne.

Co więc robić?

Wierzę, że muzyka powinna wrócić do naszych domów. Dziś ludzie co najwyżej kolędują, a w moim domu zawsze się wspólnie śpiewało i grało na instrumentach. Co niedziela, kiedy przychodzili goście, graliśmy jazzowe standardy i gospel; czasem w środku nocy byłyśmy wyrywane z łóżek, żeby jeszcze pośpiewać. Tęsknię za tym. Dobrze by było trochę muzykę udomowić, odejść od podziału na publiczność i towar: zespół na scenie lub płytę w słuchawkach.

U ciebie muzyka jest chyba udomowiona, w końcu tytuł „Jak malować ogień” wymyśliła twoja córka Aniela. W „Drugim śniadaniu mistrzów” przyznałaś jednak, że choć jej pytanie było dla ciebie punktem wyjścia, to „później wydarzyły się rzeczy, o których nie możesz mówić, bo jest dzień taki, jaki jest”. Była wyborcza niedziela, która, szczęśliwie, jest już za nami.

Dalej nie chcę o nich mówić. Ważne jest, że ta płyta, mimo bodźców, które za nią stoją, jest uniwersalna, działa w różnych kontekstach. Nie chciałabym odbierać ludziom możliwości jej interpretacji.

Ma jednak spokojny, proekologiczny przekaz. Pytanie, czy powinniśmy, po lex Szyszko, po wycince amazońskich lasów, młodzieżowym strajku klimatycznym i wypowiedzeniu przez USA porozumień paryskich, być spokojni?

Musimy być pełni miłości. Na pewno natychmiast należałoby zaprzestać jedzenia mięsa. To nie jest agresywne, a mogłoby bardzo dużo zmienić. Z hodowlą bydła jest związana ogromna emisja gazów cieplarnianych, większa nawet – w skali świata – niż generuje transport. Wycinamy lasy, żeby mieć przestrzeń pod uprawę paszy dla zwierząt, które wcale nie dają więcej kalorii czy białka, niż mogłyby dać rośliny. Mnóstwo wody musimy zużyć na jeden kilogram wołowiny... To niesamowite, jak wiele moglibyśmy zmienić, rezygnując z mięsa. Ostatnio słyszałam piękną wypowiedź Tokarczuk, według której za 50 lat będziemy się wstydzić, że jedliśmy mięso.

Nie chcesz rozmawiać o polityce, a tymczasem weganizm jest ostatnio bardzo polityczny. Prawicowe serwisy zareagowały na tę wypowiedź Tokarczuk alergicznie.

Nie rozumiem, jak można ze sposobu na życie robić politykę. Źle się dzieje, że tak głęboko wchodzi się nam do domu, do łóżka, a nawet do lodówki. Dziś zwierzęta to biznes; duże firmy chcą nam sprzedawać lekarstwa i mięso. Ale ludzie się budzą. Jeszcze niedawno mieliśmy kampanię nawołującą, by „Pić mleko i być wielkim”, co jest oczywiście bzdurą, bo mleko – jak wiadomo – wcale nie pomaga naszym kościom. Cieszę się, że dożyłam momentu, w którym Robert Lewandowski oznajmił, że nie je mięsa. To dla mnie wspaniałe i – mam nadzieję – apolityczne stanowisko. Nie można się odwrócić tyłem do Lewandowskiego.

Te same media, które brały na tapetę weganizm Tokarczuk, krytykowały Lewandowskich za to, że ci przebrali się na Halloween za Jokera i Harley-Quinn. Bo to święto niekatolickie.

Za mało luzu, za mało tańca, za mało szczęścia i kontaktu ze swoim ciałem. Nie powinniśmy wszystkiego upolityczniać.

Ale czy nie jest tak, jak pisał Thomas Mann w „Czarodziejskiej górze”, że „nie ma nie-polityki, wszystko jest polityką?”. Rozmawiamy w Kayaksie, wytwórni założonej przez Kayah, która, podobnie jak ty, wspierała Czarne Protesty, za co rzekomo miała dostać się na „czarną listę” Jacka Kurskiego i nie wystąpić dwa lata temu na festiwalu w Opolu. Skończyło się sporem miasta z Telewizją Publiczną, a artystów zmuszono do opowiedzenia się po którejś ze stron.

Telewizja Publiczna powinna być medium misyjnym, prezentować szerokie spektrum sztuki, edukować… Jeżeli mogę tam wystąpić – występuję, bo to jest bardzo potężna siła, obecna w domach większości Polaków. Nie namawiam do jej bojkotu, to jest też moja telewizja, utrzymywana z mojej kieszeni, wolę tam iść i się wypowiedzieć, zaryzykować. Jeżeli mogę zaśpiewać swoją piosenkę, która ma pewien wydźwięk, chcę to zrobić.

A jak cię wytną, jak wycięli z koncertu promującego płytę „nowOsiecka”?

No to będzie oficjalnie wiadomo, że trwa wycinka. A to nie jest roztropne w naszym (teoretycznie wolnym) kraju.

Teoretycznie?

Jeżeli jest on wolny, to nie można artysty wycinać.

Czytaj także: Prawica nie chce Natalii Przybysz na koncercie Szlachetnej Paczki

A jeśli artysta prowadzi agitację? Festiwal w Opolu jednak się odbył, ale Jan Pietrzak wystąpił na nim z bardzo prorządowym przekazem. Mówił, że „opozycja szkodzi Polsce”, a prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz za bardzo „słucha Moskwy”.

Rolą artysty jest budzić; budzić świadomość, budzić jednostki do autonomii, ale i do krytycznego patrzenia na władzę. Jakąkolwiek władzę. Artysta ma pilnować wolności i tego, żeby nie oddawać nikomu władzy absolutnej. Musimy być wolnymi duchami, a nie cegiełkami w murze. Taki manifest miłości do bieżącej władzy pachnie akademią, obrazkiem propagandowym. To obrzydliwe.

„Budził” chociażby Maanam, którego „Krakowski spleen” zaśpiewałaś na płycie. Kora była przecież ambasadorką Kongresu Kobiet, sojuszniczką osób nieheteronormatywnych i krytyczką ugrupowań nacjonalistycznych. Czy Natalia Przybysz ma dla nas podobny przekaz?

Biorę udział w różnych akcjach związanych z edukacją na temat homofobii, weganizmem, profilaktyką raka piersi czy HIV. Jeżeli pojawia się możliwość pomocy organizacjom, z którymi się zgadzam, jest to bardzo naturalne.

„Krakowski spleen” był zapisem depresji stanu wojennego. Kora wykonała go drapieżnie, ale ty, choć masz przecież warunki, nie nadwyrężasz głosu.

Na koncertach śpiewam ten utwór inaczej, ale na płycie zaśpiewałam przewrotnie, lekko i blisko. Dlaczego? Znamy „Krakowski spleen” jako reakcję na stan wojenny, ale dla mnie to bardzo jogiczny tekst. To proces wychodzenia z tamasu, z ciemności, z przytłaczającej szarości miasta, do słońca… „Jak malować ogień” to płyta, która stawia na subtelność, a jednocześnie ma w sobie siłę mówienia o rzeczach ważnych z bliska. Skoro zbliżam się do słuchacza, spędzając kilka minut nad każdym winylem, własnoręcznie go malując, powinnam też podejść bliżej mikrofonu. Tak jak Britanny Howard z Alabama Shakes, która krzyczy, ale z bliska. Albo Pharrell Williams śpiewający cienkim głosikiem, w którym mieści się jednak dużo emocji. Mój producent i gitarzysta Jurek Zagórski powiedział mi, że mikrofon zupełnie inaczej pracuje, jeżeli stoi się przy nim bliżej. Nawet w postprodukcji wykres dźwięku ma ciekawszy kształt… Da się śpiewać o dużych rzeczach, ale z bliska. U Olgi Tokarczuk lubię właśnie to, że ona często przechodzi z makrokosmosu do mikrokosmosu, od globalnego podejścia potrafi przejść do układów, do kości, do malutkich wewnętrznych światów... Mam ten swój mikrokosmos, a muzyką opowiadam o tym, jak prowadzę dialogi z naturą i ze słońcem.

Jak się prowadzi dialogi z naturą i ze słońcem?

To bardzo osobliwe rozmowy (śmiech)... ale dające dużo rezultatów. Moją rolą, jeżeli mogę sobie uzurpować prawo do tego, by mieć jakąś funkcję w życiu Polaków, jest budzenie świadomości, że żyjemy w pięknym kraju. Ale powinniśmy stosować zasadę Ahinsy: nie krzywdzić siebie, jedząc mięso, zanieczyszczając organizm chemikaliami i stresem zwierząt, ale i nie krzywdzić zwierząt. Wrócę do Tokarczuk, według której pojawił się nowy rodzaj duchowości. Kontakt z naturą. W „Biegunach” jest rozdział „Księga niegodziwości”, traktujący o bohaterce, która jeździ po świecie i spisuje wszystko, co złego robimy naturze. Zwierzęta ciągle za nas giną, żebyśmy mieli co jeść, czym się leczyć i w co się ubrać. To jest ofiara miliardów istnień. Powinniśmy dbać o to, co jest, o wspaniałą naturę, która jest skarbem.

Co w Polsce jest dla ciebie skarbem?

Moja dwudziestoletnia brzoza, dwa orzechy włoskie, które zasadził mój dziadek, moja olbrzymia sosna, na której codziennie siedzi kilkanaście sikorek bogatek, dużo sójek, srok, wczoraj był dzięcioł, a latem pojawiły się pleszki... Każdy może mieć swoje skarby. Również w mieście. W Warszawie jest dużo nieba, jest Wisła, wciąż dzika rzeka, fascynują mnie ogrody na dachach, miejskie ule... To wszystko mamy na wyciągnięcie ręki. Jeszcze.

Czytaj także: Na Natalię Przybysz po jej wyznaniu o aborcji wylała się fala hejtu

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama