Kultura

„Joker” bez Jokera byłby filmem... lepszym

Kadr z filmu „Joker” Kadr z filmu „Joker” mat. pr.
Filmowi Todda Phillipsa nie sposób odmówić maestrii, a rolą Joaquina Phoenixa trudno się nie zachwycać. Ale o ileż lepsza byłaby ta historia, gdybyśmy od początku nie wiedzieli, jak się skończy.

Joker to bohater znany przede wszystkim miłośnikom komiksów z Batmanem – klaun jest jego najważniejszym i najstraszniejszym wrogiem. Dzięki „Batmanowi” z Jackiem Nicholsonem i „Mrocznemu rycerzowi” z Heathem Ledgerem (pośmiertnie uhonorowanym Oscarem) wszedł on do historii kina i jest rozpoznawalny także poza kręgiem fanów. Można bezpiecznie założyć, że jeśli nie wszyscy, to większość widzów wybierających się na „Jokera” Todda Phillipsa do kina doskonale wie, kim jest tytułowy bohater.

Czytaj także: „Joker” to film groźny, inspiruje do przemocy?

Joker, człowiek z problemami

Phillips, choć nie nakręcił filmu „komiksowego”, tj. nie wykorzystał superbohaterów, to nierozerwalnie związał swego Jokera z uniwersum Batmana. Osadził akcję w Gotham i pokazał małego Bruce’a Wayne’a, ale przede wszystkim uczynił Thomasa Wayne’a (ojca Bruce’a) jedną z centralnych postaci. Pokazał nawet słynną scenę morderstwa w uliczce – fundamentalną w mitologii Batmana.

„Joker” to opowieść o Arthurze Flecku, który – ogólnie i delikatnie rzecz ujmując – jest człowiekiem z problemami. To też opowieść o wzbierającej w Gotham nienawiści, wynikłej z podziałów między elitami a resztą społeczeństwa, z pogardy tych pierwszych dla tych drugich. Symbolem owych elit jest Thomas Wayne, który chce rządzić miastem, by „łaskawie” podzielić się z maluczkimi swoją wiedzą i zarządzając, poprawiać ich życie.

Reklama