ARTUR ZABORSKI: – Czy ludzie potrafią jeszcze ze sobą współżyć i tworzyć dobrze funkcjonujące społeczeństwo?
BONG JOON-HO: – W czasach galopującego rozrostu przepaści pomiędzy biedotą a bogaczami jest to coraz mniej prawdopodobne. W sytuacji, kiedy kilka procent społeczeństwa dysponuje majątkiem równoważnym majątkowi całej reszty, przekonanie, że klasa niższa pasożytuje na wyższej, staje się powszechne.
Ma pan na myśli klasę posiadającą pasożytującą na klasie pracującej?
Panu i mnie logiczne myślenie każe patrzeć na sprawę w taki sposób, ale ogół widzi rzecz odwrotnie. Przeciętnemu człowiekowi wydaje się, że nie jest majętny nie z winy tego, kto mu płaci, tylko z winy tego, kto zaniża stawki, decyduje się brać mniejsze wynagrodzenie za tę samą pracę.
Stąd nienawiść do imigrantów, którzy w powszechnym przekonaniu „kradną” nam pracę, bo są gotowi to samo robić za mniej?
Imigranci to jedno. Niechęcią pała się ogólnie do mniej wykwalifikowanych pracowników, którzy z różnych powodów gotowi są wziąć mniej za fuchę. Dotyczy to w równym stopniu tych, którzy wykonują proste prace fizyczne – zamiatają ulice czy rozładowują towar w magazynach – jak i tych, którzy w przetargach oferują usługi po niższych cenach. Jest coś przerażającego i jednocześnie śmiesznego w tym, że my, ludzie oferujący swoje usługi i towary, wolimy zwalczać siebie nawzajem i obwiniać się za sytuację na rynku, nie bacząc na to, co wyczyniają ci nad nami. Będziemy sobie skakać do gardła za każdą zaniżoną ofertę zamiast zjednoczyć się pod egidą walki o standardy, o jakiś minimalny poziom, poniżej którego nie powinniśmy schodzić. Efekt jest taki, że wykańczamy się nawzajem, a spokojni bogacze tylko na tym korzystają.