Fani seriali politycznych, sieroty po „House of Cards”, zakończonym, sądząc po jakości, o jakieś trzy sezony za późno, właśnie dostali produkcję, która ma wszelkie dane ku temu, by godnie zastąpić opowieść o marszu Franka i Claire Underwoodów do Białego Domu. „Na cały głos”, oparty na faktach siedmioodcinkowy serial wyprodukowany przez telewizję kablową Showtime, a w Polsce dystrybuowany przez HBO, pokazuje amerykańską politykę z perspektywy studia telewizji informacyjnej, stacji Fox News i jej twórcy Rogera Ailesa.
Siła biograficznego „Na cały głos” bierze się, poza powszechnie docenianą kreacją Russella Crowe’a w głównej roli, z faktu, że serial dotyka zdarzeń bieżących, jego bohaterowie istnieją naprawdę, mieli i wciąż mają bezpośredni wpływ na bieg spraw w jednym z najpotężniejszych imperiów w dziejach. Niepokoić powinno, że autentyczne postaci mogłyby z powodzeniem rywalizować z fikcyjnym Frankiem Underwoodem, jeśli chodzi o ego, cynizm i demagogię.
Telewizja polityczna
W skrócie: współtworząc Fox News, telewizję informacyjną o konserwatywnym profilu, i przez długie lata stojąc u jej sterów, Roger Ailes pomógł zbudować bazę wyborców, którzy w 2016 r. wybrali na prezydenta Donalda Trumpa. Zmarły przed dwoma laty Ailes przypomina Underwooda. Łączy ich pochodzenie z małego przemysłowego miasteczka, trudna relacja z ojcem, skuteczność w działaniu, drapieżne przekonanie, że cel uświęca środki, a życie to gra, w której liczą się tylko zwycięzcy i osobisty interes. Podobnie wykorzystują też kobiety, w przypadku Ailesa przez dekady, co ostatecznie pogrzebało jego karierę w przeddzień wybuchu ogólnoświatowej kampanii #MeToo.
Scenariusz napisano na podstawie tekstów z „New York Timesa” i biografii pióra Gabriela Shermana, który w czasie prezydentury Baracka Obamy stwierdził, że poza Ailesem nikt w amerykańskim życiu publicznym nie miał tak wielkiej władzy we wskazywaniu, co o prezydencie należy sądzić, zwłaszcza tym, których prezydent wkurzał.