Kultura

Wciąż warto słuchać i czytać Jacka Kaczmarskiego

Jacek Kaczmarski Jacek Kaczmarski Damian Kramski / Agencja Gazeta
Zmarły 15 lat temu Jacek Kaczmarski napisał ponad 600 wierszy, w tym takie, do których układał muzykę. Szczerze powiedziawszy, nie było takich piosenek Jacka, których nie dałoby się zaklasyfikować jako teksty poetyckie.

To już 15. rocznica tej śmierci. Jacek Kaczmarski, legenda piosenki literackiej, powszechnie kojarzony ze wzniosłymi hymnami politycznego oporu, umierał jako były pieśniarz, bo przecież z powodu raka przełyku i po zabiegu tracheotomii nie mógł śpiewać, ale jak wspomina w poświęconej mu książce biograficznej Krzysztof Gajda, jeszcze dzień przed śmiercią, 9 kwietnia 2004 r., „zaczął pracę nad poematem, o którym myślał od dłuższego czasu”.

Jacek Kaczmarski przed laty dla „Polityki”: Zrezygnowałem z tematów tabu

Teksty poetyckie i hymny opozycji

Podczas jednej z ostatnich rozmów, jakie z nim przeprowadziłem, wyznał, że na długo, zanim jeszcze zachorował, miał plan, by z zawodowych występów wokalnych całkowicie zrezygnować i „na pełny etat” zająć się pisarstwem. Nie było w tym nic zaskakującego, bo już w latach 90. ukazały się aż cztery jego książki prozatorskie, a przynajmniej jedna z nich – „Autoportret z kanalią” z 1994 r. – zyskała dużą popularność i była szeroko dyskutowana jako demaskatorski tekst uderzający w mit „Solidarności”. Ale przede wszystkim Jacek był poetą. Obliczono, że napisał ponad 600 wierszy, w tym takie, do których układał muzykę. Szczerze powiedziawszy, nie było takich piosenek Jacka, których nie dałoby się zaklasyfikować jako teksty par excellence poetyckie.

Jak wszyscy pamiętamy, najdłużej przylgnęła do niego etykieta barda „Solidarności”, a on, zwłaszcza po sławetnej wojnie na górze przy okazji konfliktu między Wałęsą a Mazowieckim, bardzo owej etykiety nie lubił. Ani nie czuł się politycznym kombatantem, ani nie sympatyzował z coraz bardziej nacjonalistyczną i klerykalną „Solidarnością”. Owszem, był politycznie aktywny, kiedy pozostał na emigracji po wprowadzeniu stanu wojennego i kiedy niedługo później pracował w Radiu Wolna Europa. A wcześniej, jeszcze w kraju w latach 70., opracował program koncertu „Mury” i nagrał płytę ze słynną tytułową pieśnią, która – nie do końca zgodnie z jego intencją – stała się opozycyjnym hymnem.

Czytaj także: Protest songi – dlaczego brakuje nowych?

Więcej niż „wyrwij murom zęby krat”

Dla przypomnienia: „Mury” Kaczmarskiego to polska wersja utworu katalońskiego pieśniarza Lluisa Llacha „L’estaca”. We wspomnianej książce Krzysztofa Gajdy znajdziemy taką oto wypowiedź Gintrowskiego o słynnej pieśni: „Dość szybko zorientowaliśmy się, że »Mury« stają się hymnem Solidarności. Jacek ubolewał nad tym. Zdawał sobie też sprawę z potęgi tej piosenki. Kilkakrotnie o tym rozmawialiśmy. Ja uważałem, że wychodzimy, śpiewamy, a jak to ludzie odbierają, to już nie nasza wina. Z drugiej strony, jeśli to jest piosenka, która komuś pomaga, napędza, to trudno. Ale nie było dramatów z tego powodu. Czasami się podśmiewaliśmy, że to jest tak przekręcone. Że ten refren jest bardziej istotny niż puenta. Ludzi obchodziło jedno: WYRWIJ MUROM ZĘBY KRAT”.

Ta piosenka już wtedy, kiedy powstała, funkcjonowała jako heroiczny mit i w tej postaci przeszła do historii. I dziś, kiedy zastanawiamy się, co ludzie najbardziej z dorobku Jacka pamiętają, „Mury” wybijają się oczywiście na plan pierwszy. Wciąż emblematyczne dla całej tej twórczości pozostają przejęta od Włodzimierza Wysockiego „Obława”, dedykowane mu „Epitafium”, smutna i dramatyczna „Nasza klasa” czy cały cykl „historyczny” z „Krajobrazem po uczcie” na czele.

Czytaj także: Epitafium dla Jacka Kaczmarskiego

Warto dziś słuchać i czytać Kaczmarskiego

Tak, Kaczmarski był poetą w sensie dosłownym i wszystko, co stworzył, miało charakter literacki. Kiedy w latach 90. koncertował po Polsce, traktowano go najpierw jak żywy pomnik, a potem trochę jak relikt literackiej estrady w czasach zmieniających się z sezonu na sezon popkulturowych mód, triumfów disco polo i postępującej ekspansji kultury tabloidowej. Dziś jawi się bohaterem czasów minionych, ucieleśnieniem cnót i wad inteligenckich. I warto go czasem poczytać i posłuchać, bo choć dawno temu „czasy nadeszły nowe”, dobra poezja i dobry tekst piosenki zawsze zrobią wrażeniu tam, gdzie jeszcze jest słuchacz i czytelnik.

Czytaj także: Historia choroby i śmierci Kaczmarskiego, czyli medycyna i szarlataneria

Reklama

Czytaj także

null
Sport

Iga tańczy sama, pada ofiarą dzisiejszych czasów. Co się dzieje z Polką numer jeden?

Iga Świątek wciąż jest na szczycie kobiecego tenisa i polskiego sportu. Ostatnio sprawia jednak wrażenie coraz bardziej wyizolowanej, funkcjonującej według trybu ustawionego przez jej agencję menedżerską i psycholożkę.

Marcin Piątek
22.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną