JANUSZ WRÓBLEWSKI: – Zacznijmy od oczywistości. Czy PISF jest instytucją niezależną od władzy politycznej?
RADOSŁAW ŚMIGULSKI: – 13 lat temu środowisku filmowemu udało się stworzyć instytucję gwarantującą nowoczesny i stabilny system finansowania polskiej kinematografii. Jednak teza o całkowitej niezależności politycznej PISF jest ryzykowna. Przypomnę, że pierwsza szefowa PISF pełniła funkcję wiceministra kultury, a wiceszefem był dyrektor generalny MSWiA. W chwili obecnej, poza kwestiami dotyczącymi wydatkowania środków pochodzących z Ministerstwa Kultury, żadnych nacisków ze strony polityków nie mam. Oczywiście, jak w każdej instytucji publicznej, zdarzają się różnego rodzaju prośby czy sugestie pochodzące z różnych środowisk.
Lista ekspertów PISF musi być na przykład aprobowana przez ministra Piotra Glińskiego.
Takie są zasady. Reguluje je ustawa zaakceptowana przez filmowców. Tu się nic nie zmieniło. A samą niezależność porównałbym do autonomii innych instytutów w Europie. W większości z nich funkcje dyrektorskie pełnią osoby w randze tożsamej do wiceministra kultury bądź osoby bezpośrednio mianowane przez polityków. Na tym tle jesteśmy absolutną awangardą.
Bardziej niż za reprezentanta środowiska uważa się pan za menedżera stawiającego sobie za cel właściwe zarządzanie kinematografią. Jak z tej pańskiej perspektywy wygląda sytuacja polskiego kina?
Zacznę od Instytutu, za który jestem odpowiedzialny. Przeprowadzone w nim kontrole i audyty wykazały szereg nieprawidłowości, uchybień, a przede wszystkim brak fundamentalnych procedur związanych np. z polityką księgowości, bezpieczeństwem informatycznym, pełnomocnictwami. Odkąd objąłem kierownictwo PISF, przez niespełna 1,5 roku udało się wdrożyć większość z przeszło setki zaleceń pokontrolnych.