Kultura

Marina Abramović, wysłanniczka szatana

Marina Abramović Marina Abramović Claudio Bresciani / Forum
W Toruniu otwiera się wystawa prac Mariny Abramović, oprotestowana przez narodowo-katolickich prawdziwych patriotów. Zastanawiające, skąd to nagłe postawienie znaku równości między Abramović a mocami piekielnymi.

W polskiej sztuce i życiu artystycznym lat 90. XX w. afera goniła aferę. Wrzało jak w gejzerze wokół wystaw Katarzyny Kozyry, Zbigniewa Libery, Piotra Uklańskiego, Artura Żmijewskiego, Maurizio Cattelana, Nan Goldin czy Andresa Serrano. Później nastąpiły niemal dwie dekady względnego spokoju. Aż pojawiła się Marina Abramović.

Zobacz także: 100 lat polskiej kultury w 100 scenach

Kontrowersyjna Marina Abramović to już była

Teoretycznie jej twórczość nie powinna budzić specjalnych emocji. Niemal wszystkie jej artystyczne performance, w których pojawiały się krew, nagość, samookaleczenia, przemoc, które bulwersowały i budziły kontrowersje, miały miejsce w latach 70. i 80. XX w. Od tego czasu zdążyły wsiąknąć w historię sztuki, obrosnąć interpretacjami, nabrać patyny klasyki. Jak „Rytm O”, gdy zaproszonym do galerii widzom dała przyzwolenie na jej okaleczanie, „Thomas Lips”, gdy żyletką wycinała sobie na brzuchu gwiazdę, czy „Rytm 4”, gdy hiperwentylacja doprowadzała ją do utraty przytomności.

Później Abramović nieco się wyciszyła i skupiła na działaniach, które u widzów wywoływały raczej podziw niż oburzenie, współczucie niż odrazę. Były bowiem rodzajem osobistych testów wytrzymałości, badania własnych granic możliwości zarówno psychicznej, jak i fizycznej kondycji. Zaczęło się chyba od wędrówki Murem Chińskim w 1988 r. – akcją-pożegnaniem z jej wieloletnim partnerem życiowym i artystycznym Ulayem. Później był choćby „Dom z widokiem na ocean” (2002 r.), gdy artystka przez 12 dni żyła niejako w szklanej klatce, obserwowana przez widzów 24 godziny na dobę, i nawet z toalety korzystała pod uważnym spojrzeniem publiki.

Apogeum tego nurtu stał się słynny już performans „Artystka obecna” (Museum of Modern Art w Nowym Jorku, 2010 r.), w ramach którego Abramović przez cały miesiąc, po osiem godzin dziennie, siedziała nieruchomo na krześle i patrzyła głęboko w oczy kolejnym przypadkowym widzom. Obsypany licznymi nagrodami film rejestrujący ową akcję gwałtownie wywindował Abramović z kategorii „gwiazda świata sztuki” do kategorii „celebrytka”.

Mniejsze i większe afery wokół wystawy Abramović w Toruniu

Po tym sukcesie niemłoda już artystka zdecydowanie zwolniła, zrezygnowała z ekstremalnych projektów i poświęciła się przede wszystkim organizacji wystaw retrospektywnych, podobnych do tej, która otwiera się w Toruniu. Jej twórczość i jej osoba, dawno już niebudzące kontrowersji, nagle stały się w Polsce katalizatorami przeróżnych, mniejszych i większych napięć. Przypomnę, iż zaczęło się od facebookowej niedużej aferki dotyczącej warunków, na jakich zatrudniono młodych artystów, którzy mieli odtwarzać na żywo niektóre z performansów Abramović. Jeden z nich uznał, że płacą za mało, i nie omieszkał tej opinii rozpowszechnić w sieci.

Później rozpoczęła się afera o ceny biletów na wernisaż wystawy (50 zł) i na spotkanie z artystką (od 100 do 500 zł). Ledwie sypnęły się głosy świętego oburzenia (m.in. Sylwia Chutnik), to okazało się, że wszystkie rozeszły się błyskawicznie, jak świeże bułeczki, co nieco ostudziło zapał krytyków. Kolejne odezwały się kuratorki i artystki feministki, mając Abramović za złe, że organizuje wystawę w galerii, która ma ponoć opinię nieceniącej pracy kobiet. Nie zabrakło też obrażonych w samym Toruniu, z pretensjami o koszty wystawy (ile to kosztuje? jak wiele można by zorganizować za te pieniądze innych wystaw lokalnych twórców?), a przy okazji i z rozpędu o cały program wystawienniczy CSW „Znaki Czasu”.

Czytaj także: Sztuka wiodąca lud na barykady

Wyczulenie na szatana w mateczniku Radia Maryja

O dziwo najpóźniej przebudzili się ci, na których protesty można było liczyć najbardziej: narodowo-katoliccy prawdziwi patrioci. Dosłownie na dwa dni przed otwarciem wystawy gruchnęła więc po portalach internetowych wieść, iż wernisaż będzie miał charakter satanistyczny, a jego celem jest „poddanie Polski kultowi szatana”. Wraz z wezwaniem do pikietowania galerii i wspólnej modlitwy różańcowej w dniu wernisażu.

Wyczulenie na szatana w mateczniku Radia Maryja dziwić nie powinno. Zastanawiać natomiast może, skąd to nagłe postawienie znaku równości między Abramović a mocami piekielnymi? Fakt, z punktu widzenia nauk Kościoła nie była artystka raczej wzorem do naśladowania. Żyła zawsze na kocią łapę, przyznała się do trzech aborcji. Ale czy to wystarczy? Tym bardziej że zawsze uprawiała sztukę głęboko humanistyczną i jeśli nawet drastyczną w formie, to jednak dotykającą istoty człowieczeństwa i relacji międzyludzkich.

Być może naszych rodzimych świętoszków oburzył fakt, że artystka próbowała w życiu przeróżnych doświadczeń mistyczno-religijnych, niekiedy bardzo odległych od chrześcijaństwa. Tak czy inaczej starsza pani, która przyjeżdża z dobrze znanymi pracami, nagle staje się wysłannikiem piekieł. Doprawdy, katolicyzm w polskim wydaniu nie przestaje zadziwiać i gdy już wydaje się, że jesteśmy na dnie zdrowego rozsądku, ktoś nagle puka od dołu. Ciekawe, jak to pukanie skończy się w przypadku toruńskiej wystawy.

Sprawdź także: 20 najlepszych polskich galerii

Reklama

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną