Gdybym miał wskazać jakąś korzyść odniesioną z członkostwa w PZPR, powiedziałbym, że mogłem bezpośrednio zapoznać się z praktyką zideologizowanej instytucji autorytarnej. Rzeczona korzyść wiąże się z moim odbiorem filmu „Kler”. Pozwolę sobie przytoczyć taką historyjkę. Studiowałem filozofię m.in. u prof. Izydory Dąmbskiej. Dwa fakty ją dobrze charakteryzują, mianowicie to, że Krzyż Armii Krajowej był jej jedynym odznaczeniem (teraz to traci na znaczeniu ze względu na wagę bycia żołnierzem wyklętym), oraz to, że Zbigniew Herbert zadedykował jej sławny wiersz „Potęga smaku”.
Kościół a... partia komunistyczna
Gdzieś na początku lat 80. odwiedziłem p. Izydorę. Powiedziałem jej, że są niewątpliwe podobieństwa między partią komunistyczną a Kościołem katolickim (dalej KK) – to np. scentralizowana struktura, wydatna rola biurokracji, przywódca nieomylny w sprawach wiary i moralności, szczególne znaczenie ostatniego zjazdu (soboru), cenzura (index librorum prohibitorum, tj. indeks ksiąg zakazanych), pojęcie herezji (rewizjonizmu), lepsze traktowanie innowierców (przedstawicieli innych opcji politycznych) niż heretyków (rewizjonistów), prozelityzm (nawracanie na własną wiarę), przebaczanie w wyniku skruchy czy dulszczyzna (brudy trzeba prać we własnym domu). Dąmbska machnęła ręką i powiedziała: „Proszę pana, Twardowski [twórca Szkoły Lwowsko-Warszawskiej] podkreślał te podobieństwa w swoich wykładach w latach 20.”.
Czytaj także: Prześwietlamy majątek Kościoła
Wojciech Smarzowski trafił w dziesiątkę
Odkąd pojawiła się literatura świecka (powiedzmy: od czasów renesansu), krytyka KK była jej notorycznym tematem, by wymienić tylko kilka tytułów: „Dekameron” (Boccaccio), „Krótka rozprawa między panem, wójtem a plebanem” (Rej), „Gargantua i Pantagruel” (Rabelais), „Monachomachia” (Krasicki), „Szerszeń” (Woynich), „Lochy Watykanu” (Gide) czy „Urząd” (Breza). Ich autorami byli niewierzący, duchowni (np. bp Krasicki) i świeccy. Każdy z tych utworów mógłby posłużyć jako scenariusz do filmu (niektóre, np. „Dekameron”, „Szerszeń”, „Urząd”, odegrały taką rolę) podobnego w swej wymowie do „Kleru” Smarzowskiego. Ktoś, kto – jak ja – jest człowiekiem niewierzącym i traktuje religie i Kościoły jako twory ludzkie i z tego powodu mające cechy „z tego świata”, dobre i złe, nie może być zdziwiony, że powstał film mający za temat to, co dzieje się w polskim duchowieństwie. Najwyraźniej trafił w dziesiątkę, zważywszy że po czterech tygodniach wyświetlania stał się rekordzistą (ponad 4 mln widzów) pod względem oglądalności w Polsce w XXI w. i trzecim w historii polskiej kinematografii (po „Ogniem i mieczem” Hoffmana i „Panu Tadeuszu” Wajdy). Nieźle też sobie radzi za granicą.
Czytaj także: Wojciech Smarzowski, reżyser filmu „Kler”, odpowiada na ataki
Trafność „Kleru” każdy mógłby potwierdzić
„Kler” traktuje o różnych negatywnych zjawiskach w życiu duchownych, np. (na razie pomijam pedofilię) o nadużywaniu alkoholu i libacjach z tym związanych, rozwiązłości, chciwości, robieniu kariery za wszelką cenę, częstym sadyzmie, tuszowaniu wstydliwych spraw i hipokryzji. Wszystko to było wielokrotnie opisywane w literaturze (patrz wyżej wymienione pozycje), publicystyce (patrz np. „Nasi okupanci” Boya-Żeleńskiego) czy socjologii i filozofii (np. prace Zbigniewa Mikołejki). Ktoś powiedział, że każdy w Polsce mógłby przytoczyć opowieść potwierdzającą trafność scen z „Kleru”. To prawda. Nasz katecheta w podstawówce był wyjątkowo brutalny, bił uczniów po twarzy i podnosił za baczki.
Gdy byłem w Szwajcarii na początku lat 90., pewien katolicki ksiądz powiedział mi, że wedle wewnętrznych statystyk KK ok. 25 proc. duchownych, czyli 100 tys., utrzymuje stałe stosunki seksualne z kobietami, a większość z nich ma dzieci. Kiedyś byłem świadkiem rozmowy relacjonującej, jak to jeden z proboszczów nie zgodził się na pochówek bez natychmiastowej zapłaty. Gdy rodzina prosiła o jej odłożenie, wielebny odpowiedział: „Musicie zapłacić, a jeśli nie macie pieniędzy, pożyczcie lub sprzedajcie krowę”. Znajoma opowiadała mi, jak zakonnik zaatakował ją w przejściu za obrazem jasnogórskim. Rozpusta, pijaństwo czy chciwość duchownych, aczkolwiek niepochwalana przez wiernych, budziła zrozumienie i na ogół tylko umiarkowane zgorszenie. „Ksiądz też człowiek” – jak się często powiada.
Czytaj także: Skazana za romans z księdzem
Pedofilia – nowa pod pewnym względem
Pedofilia jest czymś nowym, ale tylko pod pewnym względem. Pedofile byli zawsze i wszędzie, wśród duchownych i świeckich – pedofilia (sam termin pojawił się pod koniec XIX w.) przez długi czas polegała na utrzymywaniu stosunków seksualnych z nieletnimi, co było przestępstwem. Gdy uczyłem się prawa karnego w latach 1959/1960, nie mówiono o pedofilii. Mniej więcej od połowy XX w. zaczęto rozszerzać zakres zachowań pedofilskich i dzisiaj obejmuje on wszelkie czyny polegające na czerpaniu satysfakcji seksualnej z kontaktów z małoletnimi (nie jest to dokładna definicja). Pedofilia jest traktowana jako coś wyjątkowo odrażającego, gdyż najczęściej polega na podstępnym wykorzystywaniu ofiar przy użyciu relacji ich podporządkowania sprawcom. „Kler” przedstawia także problem pedofilii i dlatego jest drastyczny. Inne głośne obrazy filmowe o KK, jak „Siostry magdalenki” Mullana czy „Skradzione dzieci” Berlinera, pomijają pedofilię, ale są może nawet ostrzejsze w swej oskarżycielskiej wymowie. Porównywanie pod tym względem poszczególnych dzieł (dotyczy to także książek) nie ma zresztą specjalnego sensu. Nie ich treść jest bowiem najważniejsza, ale to, jakie reakcje wywołują.
Czytaj także: Czy da się wyleczyć pedofila?
„Święty Kościół grzesznych ludzi”
Ktoś może powiedzieć, że popularność „Kleru” jest pochodną tego filmu jako sensacji. To wątpliwa lub bardzo niepełna diagnoza. „Kler” przełamuje pewne tabu polegające na specyficznej atmosferze wokół przewin KK w krajach katolickich, takich jak Irlandia czy Polska. Jeśli chodzi o nasz kraj, o tym, że nic, co ludzkie, nie jest duchownemu obce (dewiza „Kleru”), raczej nie wypadało mówić zbyt głośno, np. o księdzu sypiającym ze swą gospodynią domową i/lub wyciskającym ostatnie pieniądze nawet z biednych parafian. Wysoka oglądalność omawianego filmu wskazuje nie tylko na to, że tabu przestało działać w skali masowej, ale niewykluczone, że miarki dopełniło podjęcie wątku pedofilii, czyli czegoś zdecydowanie potępianego. W „Siostrach magdalenkach” podobną rolę odegrało przedstawienie wyrafinowanego okrucieństwa zakonnic i rodzin oddających „zepsute” dziewczęta na moralną reedukację w irlandzkim klasztorze, a w „Skradzionych dzieciach” – współpraca kleru hiszpańskiego w procederze odbierania dzieci politycznie podejrzanym rodzicom.
Tradycyjna i wygodna formuła „święty Kościół grzesznych ludzi” stosowana przez KK dla zbilansowania blasków i cieni w jego działaniach przestała już wystarczać jako alibi. Coraz powszechniejsze jest przekonanie, że trudno pogodzić instytucjonalne praktyki z uznaniem wiarygodności KK jako moralnego autorytetu. Filmów podobnych do „Kleru” zapewne powstanie więcej (chyba że p. Gliński sprawi, że tworzenie będzie zakazane pod rygorem pozbawienia wolności), a jeśli tak, to kryzys KK w Polsce przyjmie podobne rozmiary jak w Irlandii.
Ludzie o Kościoła powściągliwie o „Klerze”
KK ma poważne doświadczenie w reagowaniu na krytykę zewnętrzną. Ostatnie wydanie „Indeksu ksiąg zakazanych” ukazało się w 1948 r. i chociaż wskazuje ponad 4 tys. dzieł nieprawomyślnych, praktyczne znaczenie tego katalogu jest niewielkie. Niemniej stosowane są inne środki oddziaływania na zwykłych ludzi dla ich zabezpieczenia przed rozmaitymi wpływami, uważanymi przez funkcjonariuszy KK za zgubne dla wiary i moralności. Jeśli rzecz dotyczy „Kleru”, tu i ówdzie próbowano zakazywać jego projekcji, ale poza sporadycznymi wypadkami nie przyniosło to zbyt spektakularnych rezultatów. Polski episkopat nie wydał żadnego stanowiska. Poszczególni duchowni, raczej średniego niż wyższego szczebla, wyrażali rozmaite opinie. Jedni oświadczali, że nie zamierzają oglądać filmu, znają go tylko z ogólnych omówień, więc nie wypowiadają się o jego wartości. Kilku film widziało i nie uznało go za obrazoburczy. Większość osób z tej grupy określała film jako jednostronny i przedstawiający KK w fałszywym świetle.
Symptomatyczne są protesty przeciwko wypłacaniu odszkodowań ofiarom pedofilii przez instytucje kościelne. Niektórzy powiadają, że nie ma po temu podstaw w prawie polskim, a to znaczy, że sprawcy winni być obciążani pieniężnie. Na uwagę, że za granicą jest inaczej, odpowiada się, że tam jest inne prawo. Ten swoisty legalizm jest wręcz zdumiewający, zwłaszcza że nierzadko jest wyrażany przez tych samych, którzy głoszą radykalne zmiany w prawie dotyczącym aborcji.
Chybione zarzuty wobec „Kleru”
Większość świeckich aktywistów katolickich jest wielce krytyczna wobec filmu, np. Akademicki Klub Obywatelski w Poznaniu oficjalnie go potępił. Politycy prawicowi z reguły oceniali „Kler” jako zły i szkodliwy, a podobne głosy obficie zapełniły media w rodzaju wPolityce.pl czy „Do Rzeczy”. Pan Gliński zapewnił, że nie dał żadnych pieniędzy na produkcję Smarzowskiego. Niezawodna p. Pawłowicz napisała: „Wyróżnienie przez publiczność w Gdyni filmu »Kler« pokazuje, że publika aktorsko-filmowa także choruje na chorobę nienawiści do swej ojczyzny. Festiwal w Gdyni jest miejscem dla okazywania pogardy i nienawiści dla polskiej tożsamości, Polski i Polaków”.
Lewica powitała film z nieukrywanym zadowoleniem, natomiast politycy liberalno-centrowi objawili daleko idącą ostrożność. Niektóre zarzuty wobec „Kleru” są zdecydowanie chybione. Film nie ma na celu pokazywania całego KK, a jedynie negatywne zjawiska w jego obrębie. Nie jest też tak, że wszystkie postacie w filmie są negatywne. Niektórzy krytycy twierdzą, że pedofilia jest w KK czymś marginalnym, np. w porównaniu z podobnym zjawiskiem wśród nauczycieli wychowania fizycznego. Wszelako problem w tym, że rozmiary tego zjawiska w KK nie są dokładnie znane i kwestia nie dotyczy tylko ilości, ale również trudności czynionych przez władze kościelne w ujawnianiu duchownych pedofilów. To jest tło – nie tylko „Kleru”, ale również światowej krytyki KK za tuszowanie pedofilskich (i innych obyczajowych) afer. Papież Franciszek stara się zmienić ten stan rzeczy, ale wygląda na to, że polski Kościół jeszcze jest w rozterce. Zabrał głos także kard. Müller, konserwatysta, były przewodniczący Kongregacji Wiary. Oświadczył on, że „Kler” stanowi „część strategii przemyślanej propagandy przeciwko Polsce”. Pan Müller wygłosił (w 2014 r.) wykład w Warszawie. W obecności prezydenta RP, wówczas p. Komorowskiego, którego był gościem, twierdził, że prawo naturalne (w sensie katolickim) jest wyższe od prawa państwowego. Ani p. Komorowski, ani nikt z ówczesnej kancelarii prezydenckiej nie zareagował na te dość obraźliwe stwierdzenia. W dyskusji zwróciłem temu dostojnikowi uwagę na to, że nie jest rzeczą właściwą pouczanie głowy suwerennego państwa o hierarchii źródeł prawa. W odpowiedzi stwierdził, że chciał tylko zwrócić uwagę na problem stosunku prawa i moralności. Teraz poucza dalej, zapewne w imieniu watykańskiej konserwy.
Potrzebny nowy film – o tym, jak duchowni naciskają na władze
W jakim sensie „Kler” jest papierkiem lakmusowym? Po pierwsze, ujawnił wielkie zainteresowanie ludzi tym, co dzieje się w KK. Po drugie, rozpoczął dyskusję, której zapewne nie da się zatrzymać bez wprowadzenia cenzury. Po trzecie, jeszcze raz ujawnił wiernopoddańczy stosunek większości polskich polityków do KK, w zasadzie niezależnie od zajmowanych opcji politycznych. Po czwarte, pokazał, że stosunek do tej instytucji zależy od wyznawanych poglądów politycznych. Po piąte, że polski katolicyzm jest jeszcze daleki od podjęcia poważnej katharsis moralnej. Po szóste, że niektórzy wpływowi hierarchowie kościelni są nadal przeciw ujawnianiu obyczajowych skandali w obrębie stanu duchownego. Po siódme, że formułowanie teorii spiskowych jest ciągle popularne w KK jako instytucji autorytarnej.
Czy powstanie film o politycznych naciskach polskich hierarchów kościelnych na władze państwowe w różnych mniej lub bardziej przyziemnych sprawach? Byłoby dobrze.