Kultura

Wers mnie nie mieścił

Katarzyna Nosowska o swojej najnowszej hiphopowej płycie „Basta”

„Dotarłam do miejsca, w którym melodia wraz z ograniczającym wypowiedź krótkim wersem nie pomieści mnie”. „Dotarłam do miejsca, w którym melodia wraz z ograniczającym wypowiedź krótkim wersem nie pomieści mnie”. Marlena Bielińska/Kayax
A może ja w ogóle nie miałam być piosenkarką? – zastanawia się Katarzyna Nosowska przy okazji płyty „Basta”, która brzmi inaczej niż wszystko, co do tej pory nagrała.
„Mam problem, kiedy ludzie mówiący tyle o tolerancji, deklarujący ją, jednocześnie źle traktują ludzi znacząco niemieszczących się w ich wizji świata”.Marlena Bielińska/Kayax „Mam problem, kiedy ludzie mówiący tyle o tolerancji, deklarujący ją, jednocześnie źle traktują ludzi znacząco niemieszczących się w ich wizji świata”.
Katarzyna Nosowska w tym roku wydała książkę „A ja żem jej powiedziała” (Wielka Litera).Adam Chełstowski/Forum Katarzyna Nosowska w tym roku wydała książkę „A ja żem jej powiedziała” (Wielka Litera).

BARTEK CHACIŃSKI: – Właściwie to powinienem zacząć od tego, jak się do ciebie zwracać, bo tyle rzeczy się zmieniło.
KATARZYNA NOSOWSKA: – Tak samo. Imię bez zmian.

Ale od tekstów po sposób śpiewania wywróciłaś do góry nogami wszystko. Jak tak można?
Mam wrażenie, że wszystko, co robię, książka „A ja żem jej powiedziała”, ta płyta, jest naturalnie zgrane z ostatnim, dość szczególnym okresem w moim życiu. Mam 47 lat, to kawał życia. A wydaje mi się, że czas po pięćdziesiątce jest przeznaczony na to, żeby przestawić akcent w inne miejsce – czyli zwrócić się bardziej ku sobie. Jeżeli człowiek to zrobi, to wtedy starość może być piękna. A jeśli nie odczyta tego komunikatu w momencie, gdy nasza relacja ze światem przestaje mieć już takie znaczenie i przygotowujemy się na finał – co może oczywiście trwać następnych 50 lat, tego nie wiemy – to zmarnieje. Ja to tak odczytałam i po raz pierwszy w życiu zadaję sobie teraz pytanie, kim w ogóle jestem i czego chcę. To się przekłada na tę płytę. Wiedziałam, że nie chcę śpiewać, bo mnie to znudziło. Że jestem zmęczona melodią. Że nie mam zamiaru wybierać się na poszukiwanie zestawu wyrafinowanych porównań i przenośni.

To uwalniająca siła sukcesu książki i klipów na Instagramie, w których dystansujesz się od siebie?
Raczej decyzji o wzięciu odpowiedzialności za siebie. Próbuję odkryć głęboko w sobie, czym jest wolność – tę zewnętrzną każdy z nas jakoś rozumie, ale często nie ma to związku z tym, jak bardzo wolni się czujemy w sobie. Jesteśmy jacyś, powiedziałabym, udrapowani w tej rzeczywistości po to, żeby sprawiać określone wrażenie albo żeby coś ugrać. A ja pojęłam, że dokonywanie mikrogwałtów na sobie nie przynosi niczego poza narastającym brakiem szacunku do siebie i kolosalną stratą czasu.

Kiedy rapujesz „Tak bardzo się boję, że jestem piosenkarką w Polsce, Polsce”, to przychodzi mi do głowy, że nie ma się czego bać – przecież taką publiczność, sprzedaż, nagrody mało kto tu ma.
No tak, tylko co, jeśli ja się pomyliłam z tą całą drogą? A może ja w ogóle nie miałam być piosenkarką? Nie to, że w Polsce, tylko w ogóle. Zastanawiam się nad tym, czego nie robiłam, bo nie miałam odwagi, co robiłam, bo mi koledzy kazali, i dochodzę do ciekawych wniosków. Być może byłam starówką w Szczecinie, czyli wybudowaną na nowo i wymalowaną na obraz zajebistych starówek, choć w środku jest materiał całkowicie współczesny. A może odwrotnie – może pokryto mnie betonem i szkłem, a z natury jestem zwykłą drewnianą belką?

I dlatego musiałaś się udać do rodzinnego Szczecina, wyciągnąć stamtąd Łonę, żeby odpowiedział ci w tekście na twoje wątpliwości: „Po co takim tonem? Ty się tak nie bój, nie bój”?
Tak, uznałam, że kto, jeśli nie ktoś, kogo podziwiam od dawna? I jeszcze dodatkowo ktoś, kto być może ma kłopoty ze stawami, jak każdy, komu od Odry zawiało. Napisałam do niego esemesa i zapytałam, czy byłoby to dla niego totalną potwarzą, gdybym go zaprosiła na swoją płytę. Zadzwonił, zapytał, co to jest, a ja na to, że nie potrafię na to znaleźć innego określenia, niż że... rapuję. A on na to: „Yy!”. I że jak mu podpasuje, to z przyjemnością. No i jakże ja się denerwowałam, kiedy długo nie dzwonił. W końcu sama zadzwoniłam, a on: „Boże, jaka ty jesteś niecierpliwa. Jak usłyszałem, że rapujesz, to pomyślałem, że różnie może być. Ale to mi się podoba. Co byś chciała, żebym zrobił?”. Ja mówię: „Zrób, co uważasz. Możesz mnie nawet wyśmiać, zdissować centralnie”. Nie przypuszczałam, że zrobi coś takiego. Bo kawałek był ponury, a z nim zrobił się jakiś taki ciepły.

Kobiet w polskim rapie dotąd brakowało.
Była Aśka Tyszkiewicz, Wdowa, Guova... jest trochę dziewczyn.

Ciągle mało, przynajmniej w proporcjach do mężczyzn. Hip-hop w ogóle otacza mgiełka mizoginii, co w zestawieniu z tym, o czym opowiadasz w tekstach, niesie pewne ryzyko.
W tym momencie to była jedyna możliwa metoda wypowiedzi dla mnie, nie mogłam inaczej. Z tą płytą wiele osób będzie miało problem. Nie jest letnia. Jest krótka, zwarta, nie ma w niej miejsca na snucie opowieści o siedmiu zbójach. Byłoby fajnie, gdyby komuś coś zrobiła dobrego. Ale to piękny moment. Pierwszy raz doświadczyłam czegoś takiego, gdy nagrywałam płytę „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” z Heyem. Cieszyłam się, że namówiliśmy wszystkich do zmiany stylu po tym rockowym marudzeniu, chociaż wiedziałam, że fani mogą nas skrócić o głowę i będziemy sami na pustyni. Ale wierzę w to, że jak ktoś gotuje z sercem, to to smakuje lepiej, i tak samo jest ze sztuką.

À propos sztuki: w klipie „Nagasaki” spacerujesz po Muzeum Narodowym jak Beyoncé i Jay-Z po Luwrze.
A co! (śmieje się)

Czyli to coś więcej niż potrzeba chwili, pociąga cię ta hiphopowa estetyka.
Po prostu interesuję się tym, co się dzieje. Dotarłam do miejsca, w którym melodia wraz z ograniczającym wypowiedź krótkim wersem nie pomieści mnie.

Można ci zarzucić, że poszłaś ścieżką Marii Peszek, pracując z tym samym producentem Michałem Foxem Królem.
A Maria Peszek weźmie teraz tego producenta, co Dawid Podsiadło – czy można to traktować w kategorii zarzutu? Współpraca z Foxem przebiegała nader gładko, niemal bez słów. Piosenka „Dosyć” została nagrana za pierwszym podejściem, co świadczy o pozostawaniu na tej samej fali estetycznej. Teraz tylko muszę w sali prób zamienić ten spontan w pewność.

Musisz wejść od nowa w te wszystkie mocne teksty o przemocy. Łatwiej ci o niej opowiadać, odkąd raz już zrobiłaś to w książce, na własnym przykładzie?
To nigdy nie jest łatwe. Za każdym razem, gdy wchodzę w kontakt z tą emocją, to robi się nieprzyjemnie. A mam umiejętność wyobrażania sobie emocji i czucia ich po czasie właściwie w tej samej odsłonie. W książce to nie było łatwe, ale wiedziałam, że muszę to zrobić. Nie chciałam zawracać ludziom głowy, żartując tylko i wymyślając historyjki. Chciałam powiedzieć o sobie – wychodząc z założenia, że wszyscy doświadczamy w życiu podobnych rzeczy, różnice tkwią tylko w dekoracjach, a w związku z tym moje doświadczenie może się komuś przysłużyć. Poza tym jesteśmy skłonni po jakimś czasie tracić czujność i znów popełniać te same błędy. Wchodzenie raz za razem w daną emocję pełni funkcję przypominacza. „Goń, goń, goń, dziewczyno” w piosence mówię również do siebie.

Dostajesz po tej książce listy?
Strasznie dużo. Jestem tym poruszona. Od młodych dziewczyn, od starszych pań, od kobiet w moim wieku i od facetów. Tak jakbym się stała ich powiernicą. Opowiadają, pytają albo piszą: „Podjęłam decyzję, dzięki”. Może dlatego, że nigdy nie chciałam robić afery z tego, że jestem piosenkarką. I może właśnie to jest dla ludzi miłe? W dobie, gdy wydaje się, że w mediach społecznościowych wszyscy są tacy znakomici, okazuje się to jednak w dużym stopniu iluzją.

W tym sensie zrobienie jednej głupiej miny na Instagramie mogło rzeczywiście zdziałać więcej niż tysiąc słów.
Przecież ten mój Instagram wziął się z przypadku – dokładnie w tym momencie, gdy u mnie w domu było najgorzej. Pomogło mi to. Ktoś sobie myśli, że to jest jakaś głębsza, poważnie przemyślana strategia promocyjna. Ale nie. Agata Kulesza pokazała mi, jak to działa. A ja, totalnie przygnębiona, spontanicznie opublikowałam filmik. Ktoś napisał, że się uśmiał, mnie to zaczęło bawić, a później każdego poranka, koncentrując się na wykreowaniu „co ona dzisiaj powie”, przestawałam myśleć o tym, co się dzieje wokół mnie. I to było wspaniałe – bawiłam się sama ze sobą w to coś.

Dlaczego wykasowałaś nagle wszystkie te stare posty na Instagramie?
Zdmuchnęłam tę usypywaną długo mandalę, by nie nadawać znaczenia drobnostkom, by pokontemplować przez moment nietrwałość wszystkiego. (uśmiecha się)

Często piszą do ciebie z prośbami o wsparcie jakiejś inicjatywy, podpis pod listem?
Tak, ale zadaję sobie pytanie: czy ja się czuję na siłach, żeby wziąć udział w jakiejś akcji? Udzielam sobie uczciwej odpowiedzi, mierzę siły na zamiary. I nie wydaje mi się, żebym musiała się z tego jakoś szczególnie tłumaczyć. Nie czuję się jeszcze gotowa, żeby wziąć np. udział w akcji związanej ze współuzależnieniem od alkoholu. Staram się oswajać temat, ale nie chcę wisieć na billboardach w tej sprawie, bo ona jest dla mnie zbyt świeża. Nie czuję się na siłach, by wchodzić w ekspercki ton. Ale piosenka zawsze była dla mnie przestrzenią, gdzie miałam odwagę pewne tematy podejmować.

Po twojej nowej piosence YouTube proponuje mi najnowszy klip Męskiego Grania, sponsorowanego przez piwo, które... też jest alkoholem.
No tak, to dlatego, że ja z tym Męskim Graniem miałam do czynienia. Mogą pomyśleć, że jestem hipokrytką, bo śpiewam „Ja pas!” [z tekstem o alkoholu: „Nie mów stary, że ma kaganiec, że masz na smyczy metylowego psa” – red.] na imprezie Żywca. Mogą powiedzieć „lubię tę piosenkę”, możesz powiedzieć „nie lubię tej piosenki” – mów, co uważasz.

Ja bym powiedział, że w pewnym sensie to jest najlepsze miejsce, żeby śpiewać tę piosenkę.
Wjeżdżamy w obudowie z drewna do Troi? Tak, nawet myśleliśmy o tym. (uśmiecha się)

Ten wers w piosence „Takie to przykre”, odnoszący się właśnie do hitu Męskiego Grania autorstwa Krzysztofa Zalewskiego, może być towarzysko ryzykowny.
Ale ja mu o tym powiedziałam: „Krzysiu, będziesz w refrenie, cieszysz się? Słuchaj, po prostu piszę pierwszy tekst, w którym odnoszę się do sytuacji w kraju, do tego ogromnego napięcia. I ty śpiewasz w tym swoim hicie, że »takie to miłe«, a ja sobie napisałam, że »odwrotnie niż pisze Krzysiek, takie to przykre«. A on na to: „Spoko”. „Dzięki, no to pa”.

„Już nie będziemy ze sobą rozmawiać”?
Myślę, że on ma jednak dystans.

Internet dość bezlitośnie go rozliczył z tej piosenki.
To jest piosenka dla Męskiego Grania, a tam obowiązują pewne zasady: ma być miło. Tłum ludzi pod sceną, jest lato, nie można sprzedać innego przekazu niż energia i pozytyw. Krzysiek napisał zgrabny tekst, skrojony na potrzeby tej imprezy. Miał też fart i niefart zarazem, że jego piosenka wyszła z kręgu tych piosenek trójkowych i stała się ogromnym hitem w całym kraju. I zaczęli się przyczepiać. Mój syn mnie ostrzegał przed czymś takim, kiedy się cieszyłam, że mam na Instagramie 2 tys. followersów: „Mamo, pamiętaj, im więcej, tym bardziej wpier... dostaniesz”. „Ale dlaczego? Ja jestem miła”. „Bo tak jest”.

Pisałaś w książce o tym, że w reakcji na rzeczywistość nie wyjdziesz na ulicę, nie będziesz pikietować. Ale tu jesteś bliżej niż kiedykolwiek: „Gilotynowanie jest już w planach, wnet się stanie” i „Żadnych wypustków, uniesień, ta kraina ma być płaska”.
Może to jakaś moja skaza, że nie potrafię się w te sprawy zaangażować mocniej. A uderza we mnie ten potworny paradoks, że każda ze zwaśnionych stron żąda usankcjonowania swojej prawdy przez tę drugą stronę. A w ogóle nie ma czegoś takiego jak jedna prawda – gdybyśmy teraz opisywali ten pokój, w którym oboje siedzimy, to pewnie nie opisałbyś tego słonia z płyty Smolika, do którego siedzisz akurat odwrócony plecami. A ja tak.

Mogłabyś pewnie wyjść jako mediator i powiedzieć ludziom...
Nie da się ludziom niczego powiedzieć. Przyjmują wtedy, kiedy są w stanie przyjąć. Nawet słyszą tylko wtedy, kiedy są w stanie słyszeć. Możesz mówić, krzyczeć – nie da rady. Mnie interesują mechanizmy zachowań między ludźmi. Kłótnia rodzinna – w jaki sposób coś takiego eskaluje. A ten sam schemat spotykamy dziś w ogromnej skali powielony w społeczeństwie. Mam problem, kiedy ludzie mówiący tyle o tolerancji, deklarujący ją, jednocześnie źle traktują ludzi znacząco niemieszczących się w ich wizji świata.

Ciebie ten spór o Polskę dotknął, gdy przed rokiem odmówiłaś występu w Opolu. Spotkały cię po tym jakieś reperkusje?
Nie, śpiewałam nawet w Opolu na koncercie z piosenkami Młynarskiego. Odmówiłam występu, ponieważ nie chcieli mi pozwolić wystąpić z Natalią Przybysz. A my jako zespół chcieliśmy z nią zagrać, bo to świetna, utalentowana osoba, z którą dobrze nam się współpracuje. Usłyszeliśmy, że nie. Ale jeszcze raz dotknął mnie ten spór mocno ostatnio, w innej sytuacji. Powiedziałam, że ja jestem dziś przeciwko aborcji, ale uważam, że każda kobieta powinna móc o tym sama decydować. Dostało mi się za to, i to jak!

W tej dyskusji o aborcji byłybyście z Natalią Przybysz jednak dość daleko.
I to nam nie przeszkadza dogadywać się na scenie. Nie rozumiem tego, że ta światopoglądowa propozycja jest taka zero-jedynkowa.

Będę się jednak upierał, że emocji tu tyle, że już blisko Smarzowskiego.
Gdzie?

Ten „Orzeł odarty z pierza”, cały tekst „Kto ci to zrobił”. Jest w nich coś dosadnego.
Smarzowski jest bardzo dosadny. Byłam na „Klerze” i bardzo mi się podoba. To piękny, dobry, mądry i czuły film. Każdy powinien go zobaczyć. Wszyscy, którzy mają z tym jakiś problem, nie obejrzawszy filmu... ech, no widzisz, taki jest ten świat.

Taki, że jeśli ty to teraz powiedziałaś, a ja to zapiszę, to już jesteś częścią sporu.
Ale napisz to, ja tak uważam. To wspaniały film. Na dziś jest to mój ulubiony film Smarzowskiego.

„Stoję na scenie ćwierć wieku jak słup, kurczowo trzymam się braw” – rapujesz tu o sobie.
Właśnie już nie stoję, bo czuję to wszystko za mocno. Nawet taka niezdara ruchowa jak ja dociera do momentu, gdy ekspresja poprzez ruch staje się naturalną koniecznością.

Wygląda na to, że odkryłaś łatwość w komunikacji, jaką daje hip-hop. Twój syn to pewnie oceni.
Mój syn jest na tej płycie – w piosence „Jak mówiła mi matka”.

A ty zagrałaś swoją matkę?
Tak, w tekście chodzi o to, że niby nie chciałam powtarzać błędów swojej matki, tymczasem jemu pożeniłam te same teksty, którymi ona do mnie mówiła. I w refrenie ostrzegam, że on zrobi to samo. Też do swojego dziecka rzuci któryś z tych tekstów: „Do grobu mnie wpędzisz” albo „Wspomnisz moje słowa”. Wydało mi się to mocne, że w tej piosence jest ze mną moje dziecko.

Kiedyś powiedziałaś, że chciałabyś doprowadzić do takiej sytuacji, że będziesz śpiewała dla przyjemności, bez stresu, że to się nagle skończy. To jest ten moment?
Na pewno nie mam już żadnego stresu. Kocham tę płytę, a nie potrafiłam tego powiedzieć o żadnej innej – uważam, że to najważniejsza moja płyta i nie wiem, czy nagram następną. Kiedykolwiek. Ufam procesowi życia, czekam spokojnie na kolejne odsłony, przyjmę z pokorą każdą propozycję.

ROZMAWIAŁ BARTEK CHACIŃSKI

***

Katarzyna Nosowska (ur. 1971 r.) – wokalistka, autorka tekstów, przez wiele lat stojąca na czele zespołu Hey, który w ubiegłym roku zawiesił działalność. Od 1996 r. nagrywa też płyty solowe, a w tym roku wydała również książkę „A ja żem jej powiedziała” (Wielka Litera). Zdobywczyni Paszportu POLITYKI za 1993 r. i wielokrotna zwyciężczyni Fryderyków.

Polityka 42.2018 (3182) z dnia 16.10.2018; Kultura; s. 78
Oryginalny tytuł tekstu: "Wers mnie nie mieścił"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Trump bierze Biały Dom, u Harris nastroje minorowe. Dlaczego cud się nie zdarzył?

Donald Trump ponownie zostanie prezydentem USA, wygrał we wszystkich stanach swingujących. Republikanie przejmą poza tym większość w Senacie. Co zadecydowało o takim wyniku wyborów?

Tomasz Zalewski z Waszyngtonu
06.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną